Próba wspomnienia o Pawle Adamowiczu. „Wielkich ludzi pieśni chwal”

10 listopada 2018 - Prezydent Adamowicz na Gradowej Górze (fot. A. Januszajtis)

Prezydent Paweł Adamowicz na Gradowej Górze. 10 listopada 2018 roku. Fot. Andrzej Januszajtis

Czy ta tragedia odmieni oblicze tej ziemi? Musimy w to wierzyć i w tym pomagać, zaczynając od siebie samych. Trzeba raz na zawsze skończyć z nienawiścią, jej językiem, pogardą, poniżaniem innych, wysuwaniem nieuzasadnionych oskarżeń. Musimy wrócić do podstawowych wartości: miłości, życzliwości, szacunku dla cudzych poglądów, religii, koloru skóry – nawet gdy są różne od naszych. 
    

Próba wspomnienia o Pawle Adamowiczu 

Wielkich ludzi pieśni chwal  

    Brak mi słów, żeby opisać, co czuję.  Gdy w tak oczywisty sposób Zło triumfuje nad Dobrem, wydaje się, że runął porządek tego świata. Zbrodniczy oręż nienawiści ugodził jedno serce, a krwawią ich tysiące. Nie wolno się jednak poddawać. Pociechę przynoszą wspomnienia wszystkiego, co było dobre, co nas łączyło, czym się wspólnie cieszyliśmy.

Wyróżniał się rozsądkiem i opanowaniem

Pawła Adamowicza poznałem w 1990 roku, gdy on, wówczas 24-letni, i ja znaleźliśmy się w tej samej Radzie Miasta Gdańska, pierwszej wybranej, w wolnym już państwie. Były to wybory ważniejsze niż w poprzednim roku, bo przeprowadzono je we wszystkich gminach. Wolność i demokracja ogarnęły cały kraj. Wspólnie włączyliśmy się w proces reformowania samorządu. W ciągu czterech lat Rada, której od 11 grudnia 1990 roku miałem zaszczyt przewodniczyć, podjęła 640 uchwał, z których każda coś zmieniała w przesiąkniętym komunizmem systemie prawa komunalnego. Nasz najmłodszy radny brał w tym czynny udział, a w dyskusjach wyróżniał się rozsądkiem i opanowaniem. Jako prawnik układał nowy Statut Miasta. Był to czas niezwykły, przywracaliśmy i nawiązywali partnerstwa z miastami Zachodu, które prześcigały się w zapraszaniu nas do siebie, dla organizowania pomocy i wymiany doświadczeń. Wiele się wtedy nauczyliśmy, podpatrując mnóstwo rozwiązań.

Z potrzeby serca

Pamiętam jeden taki wyjazd do Kopenhagi, w którym Adamowicz uczestniczył. W kończącej pobyt imprezie o charakterze towarzyskim trzeba było zaśpiewać jakąś polską pieśń. Najlepiej wypadła kresowa … „Hej tam gdzieś, znad czarnej wody” z refrenem „Hej, hej, hej sokoły”! Mimo doświadczenia w działalności społecznej i politycznej – w 1988 roku był przecież organizatorem strajku studentów na Uniwersytecie Gdańskim – w tamtym czasie raczej wchłaniał informacje, można powiedzieć przygotowywał się do przyszłej wielkości. W następnej kadencji był Przewodniczącym Rady, która w kolejnej wybrała go na prezydenta miasta. Potem, gdy zmieniono zasady wyboru, pięciokrotnie powtórzyli to mieszkańcy, powierzając mu rządy nad miastem. Pamiętam jak w dniu setnych urodzin mojej mamy, jako Prezydent odwiedził ją u mojej siostry, gdzie wtedy mieszkała. Nie jest to rzadkością wśród przedstawicieli władz, ale on czynił to w sposób niezwykle ujmujący– nie z obowiązku, tylko z potrzeby serca.

Nasze drogi krzyżowały się wielokrotnie

Przedtem i potem nasze drogi krzyżowały się wielokrotnie. Gdy po śmierci naszej młodszej córki Oli założyliśmy Towarzystwo Promocji Młodych Skrzypków i zaczęliśmy organizować Ogólnopolskie Konkursy Jej Pamięci, był sponsorem głównych nagród, a jako Prezydent Miasta objął nad nimi patronat (w tym roku ma się odbyć XIII Konkurs i z niepokojem patrzymy w przyszłość). Wspierał i sam podejmował niezliczoną liczbę inicjatyw upamiętnienia osób i wydarzeń historycznych. W wielu z nich brałem udział. W 2005 roku na fasadzie Ratusza Głównego Miasta zawisły zrekonstruowane gdańskie wzorce miar, a w 2007 tablica na frontonie domu, gdzie urodził się Daniel Gabriel Fahrenheit. W 2008 roku na Długim Targu wspólnie odsłanialiśmy niezwykły pomnik gdańskiego fizyka w postaci stacyjki meteorologicznej ze zrekonstruowanym termometrem z 1758 roku. Kiedy z naszym wspólnym przyjacielem, Jackiem Starościakiem, wysunęliśmy propozycję przyznania Honorowego Obywatelstwa ostatniemu Prezydentowi RP na uchodźstwie, Ryszardowi Kaczorowskiemu, z radością ją podtrzymał, a Rada w odpowiednim czasie podjęła stosowną uchwałę. Nigdy nie zapomnę związanego z tym spotkania naszej trójki z Prezydentem Kaczorowskim i prowadzonych wtedy rozmów.

Łączyła nas miłość do  Gdańska

Wcześniej, w 2002 roku, z inicjatywy Prezydenta Adamowicza zostałem zaszczycony najwyższą godnością, jaką może przyznać miasto – Honorowym Obywatelstwem. W 2003 roku, gdy ukazało się drugie wydanie „Z uśmiechem przez Gdańsk”, przekazał autorom – Zbyszkowi Jujce i mnie – dwa egzemplarze w ufundowanej przez siebie skórzanej oprawie, zachowując trzeci dla siebie. W 2005 roku powołał Zespół do spraw Przywracania Nazw Historycznych pod moim kierownictwem. W 2017 zaprosił mnie do Komitetu Honorowego Obchodów Stulecia Odzyskania Niepodległości, a w 2018 zorganizował w Dworze Artusa wspaniałą uroczystość na moje 90. urodziny, na której wygłosił wzruszającą laudację. Nie mówiliśmy sobie po imieniu, nie odwiedzaliśmy się w naszych domach, a mimo to mogę stwierdzić, że byliśmy przyjaciółmi. Łączyła nas miłość do  Gdańska.

    Z „Naszym Gdańskiem”. Przedsięwzięcia wagi ogólnopolskiej i międzynarodowej

Trzeba też wspomnieć o jego stosunku do Stowarzyszenia „Nasz Gdańsk”. Mimo że parę razy zaleźliśmy za skórę – nie tyle jemu, co byłemu wiceprezydentowi do spraw gospodarki przestrzennej – obdarzał nas życzliwością, objął patronatem nasze spotkania z Zasłużonymi w Historii Miasta Gdańska, odznaczał ich medalami, a w 2012 r. z jego inicjatywy Rada Miasta uhonorowała nasze Stowarzyszenie Medalem Księcia Mściwoja II. Dzięki jego poparciu udało się przywrócić historyczny kamień „Serce Gdańska” w trakcie zeszłorocznego Święta Ulicy Św. Ducha. A ileż inicjował, realizował lub pomagał zrealizować przedsięwzięć wagi ogólnopolskiej i międzynarodowej – tysiąclecie pierwszej wzmianki o Gdańsku, dwutysiąclecie chrześcijaństwa, kolejne rocznice wybuchu wojny na Westerplatte, budowa Europejskiego Centrum Solidarności, Muzeum II Wojny Światowej, nowy terminal na lotnisku, hala na granicy z Sopotem i bursztynowy stadion, przebudowa układu komunikacyjnego, tunel pod Martwą Wisłą, Obwodnica Południowa, mosty Jana Pawła II i najnowszy Stulecia Odzyskania Niepodległości! Każdy z organizowanych od 2002 roku Światowych Zjazdów Gdańszczan (w sumie pięć) pogłębiał pojednanie i przyjaźń między narodami.

Nieprawdopodobnie wstrząsające

Okoliczności jego tragicznej śmierci są nieprawdopodobnie wstrząsające. Jest w nich też jakaś regularna kolejność zdarzeń, sprawiająca wrażenie, jak gdyby gdzieś, ktoś kierujący naszymi losami je tak ułożył. Człowiek niesłychanie aktywny, niespodziewanie uzyskuje chwilę wytchnienia, parę tygodni bezcennego czasu na spędzenie go zagranicą, z ukochaną żoną i córkami. Po tych dniach, pełnych rodzinnego szczęścia, wraca, by przeżyć kulminację szczęścia jako społecznik – gospodarz ukochanego Gdańska, Miasta Wolności i Solidarności, przyjaznego dla wszystkich. Wyrazem tego szczęścia były słowa, ostatnie w jego życiu, podziękowania dla gdańszczan, podobnie jak on czyniących dobro, mieszkańców miasta „najcudowniejszego na świecie”. Nie przebrzmiały jeszcze ich echa, gdy został śmiertelnie ugodzony przez zbrodniarza, zatrutego jadem nienawiści. Jak to się wszystko układa w ciąg o wręcz apokaliptycznej wymowie! Czy ta tragedia odmieni oblicze tej ziemi? Musimy w to wierzyć i w tym pomagać, zaczynając od siebie samych. Trzeba raz na zawsze skończyć z nienawiścią, jej językiem, pogardą, poniżaniem innych, wysuwaniem nieuzasadnionych oskarżeń. Musimy wrócić do podstawowych wartości: miłości, życzliwości, szacunku dla cudzych poglądów, religii, koloru skóry – nawet gdy są różne od naszych.

Plac na Górze Gradowej najwłaściwszym miejscem, by nosić Jego imię

I jeszcze jedno: jak zwykle w takim przypadku, zastanawiamy się, jak uczcić zmarłego, który ze wszech miar na to zasługuje. Czy i któremu obiektowi nadać jego imię? W żadnym razie nie powinno się to odbyć kosztem jakiejś nazwy historycznej. Padają różne propozycje, ja mam swoją. W przededniu święta narodowego, 10 listopada zeszłego roku, Prezydent Paweł Adamowicz uczcił Stulecie Odzyskania Niepodległości wystawieniem masztu na majdanie fortu Góry Gradowej, najwyższego takiego w Polsce. Wciągnięto na nim flagę państwową, również największą, na wysokość 86 m nad poziomem morza. Przemawiał, jak zwykle mądrze i pięknie, grupy rekonstrukcyjne dały pokaz musztry. Widziałem w jego oczach satysfakcję, radość i dumę z rodzinnego miasta. Ten wybrany przez niego plac, górujący nad miastem, z widoczną z oddali flagą, najwłaściwszym miejscem, by nosić imię Pawła Adamowicza.

Jego wielkość rozszerza się na Polskę, Europę, może nawet cały świat!

Choć to straszliwie trudne, próbuję też spojrzeć na jego śmierć z jeszcze innej strony. Co jest lepsze, czy umrzeć nagle w pełni życia, gdy się osiągnęło maksimum szczęścia, czy doczekać starości i przeżywać związane z nią choroby, upadek sił fizycznych i duchowych? Na to pytanie nikt dotąd nie znalazł odpowiedzi. Zadziwia inny fenomen. Są ludzie, którzy w chwili śmierci są całkowicie ukształtowani. Znamy ich walory osobiste i osiągnięcia, wiemy, co sobą przedstawiają i gdy umierają, obraz nie ulega zmianie. W przypadku Pawła Adamowicza jest inaczej. Po śmierci jego sylwetka, osiągnięcia, zasługi ciągle rosną. Wielki za życia, gdyśmy go znali i kochali, staje się jeszcze większy, gdy go już nie ma, jego wielkość rozszerza się na Polskę, Europę, może nawet cały świat! To naprawdę coś niespotykanego. Najpiękniej wyraził to Rudyard Kipling (przekład J. Birkenmajera):

Wielkich ludzi pieśni chwal

Małego imienia,

Bo ich dzieło rośnie wciąż

I ich dzieło rośnie wciąż,

W głąb i wszerz się krzewi wciąż,

Ponad ich marzenia.

Realizujmy jego marzenia!

Andrzej Januszajtis