Polacy w Wilnie i na Wileńszczyźnie

Wilno tekst Zbigniew SochaProblemy niezmienne od trzydziestu lat

Kresy Wschodnie, to jest zobowiązanie. Należy pamiętać i bezwzględnie wspierać mieszkających tam Polaków. Państwo, pracując nad teraźniejszością, myśli o przyszłości, ale nie powinno zapominać o przeszłości. Organizacja Narodów Zjednoczonych jest zaniepokojone dyskryminacją Polaków na Litwie.

Komitet ONZ d/s społecznych, kulturalnych oraz pomocy humanitarnej wyraził zaniepokojenie z powodu nierównego traktowania mniejszości narodowych na Litwie oraz braku ich ochrony prawnej.

ONZ wezwał Litwę, by chronić prawa Polaków na Litwie

ONZ wezwał Litwę do przyspieszenia uchwalenia ustawy o mniejszościach narodowych, a w międzyczasie, zastosowanie skutecznych środków w celu pełnej ochrony mniejszości narodowych – ich języka, religii, kultury i tożsamości.

Kilka lat wcześniej również Rada Europy – Komitet Doradczy Konwencji Ramowej o Ochronie Mniejszości Narodowych, pod przewodnictwem Komitetu Ministrów Rady Europy, zauważył dyskryminację Polaków na Litwie, a w szczególności uczniów polskich szkół, podkreślając, iż reforma szkolnictwa nie może prowadzić do dyskryminacji uczniów szkół nielitewskich.

Władze polskie, mając takie istotne wsparcie w tak znaczących i potężnych instytucjach międzynarodowych, nie są w stanie bardziej energicznie i zdecydowanie upominać się od władz litewskich rozwiązania i przestrzegania praw mniejszości polskiej,
a tu przecież chodzi o podstawowe prawa mniejszości, jakie obowiązują w Europie, czy też Polsce. Dlaczego?

Przestrzegamy praw mniejszości litewskiej. Włączamy się
w rozwiązywanie problemów gospodarki Litwy

Tu zaznaczyć należy, iż Polska przestrzega praw mniejszości narodowych, w tym litewskiej. Ponadto Polska włącza się
w rozwiązywanie problemów Litwy dotyczących gospodarki, np. łączy polskie systemy energetyczne i gazowe z litewskimi, buduje połączenia drogowe z Litwą via baltica i via carpatia, co pozwoli znacząco zwiększyć obroty portowi litewskiemu
w Kłajpedzie, inwestuje znaczne kwoty w Orlen w Możejkach przynoszący największe podatki skarbowi państwa Litewskiego. Inwestujemy w połączenia kolejowe z Litwą

Ponadto w zakresie bezpieczeństwa tworzymy wspólną brygadę i plany obrony Litwy w przypadku zagrożenia.

Co otrzymujemy w zamian? Bardzo niewiele, na tyle mało, że postępy lituanizacji naszych rodaków są już wyraźne.

Niestety, w kręgach polityków praktycznie wszystkich opcji, nie wyłączając aktualnie rządzących i Pana Prezydenta Andrzeja Dudę, dominuje idea Giedroycia-Mieroszewskiego, która preferuje wspieranie, bez mała bezwarunkowe, narodów za naszą wschodnią granicą. Natomiast poprawność polityczna powoduje, iż nie zauważane są inne elementy doktryny, która mówi, że
w przypadku godzenia w państwowość Polską, czy też w tożsamość przez te państwa, przewiduje skuteczne przeciwdziałania Polski.

Pozorowanie załatwiania problemów. Nie zdążyliśmy się upomnieć

Litwa od ponad 30 lat jest niezależnym państwem, jest w UE oraz NATO, posiada szczególne związki z władzami państwa polskiego, ale, będąc zawsze pewnym uległości polskich władz, postępuje wobec polskiej mniejszości tak, iż pozorując załatwianie problemów i rozciągając je w czasie, zawsze działa na niekorzyść mniejszości polskiej.

Poprawność polityczna polskich władz powoduje również, że przez kilkadziesiąt lat wolnej Litwy nie zdążyliśmy się upomnieć o polskie ruchome dzieła kultury pozostawione po II wojnie światowej w muzeach, bibliotekach, archiwach przede wszystkim Wilna, jeżeli chodzi o Litwę.

Nawet komuniści po wojnie zakładali rewindykację ruchomych dóbr kultury. Przy Pełnomocniku Rządu Tymczasowego RP d/s ekspatriacji powołali Wydział Kultury, na czele którego stała dr Maria Rzewuska. Wydział zbierał w Wilnie materiały dla potrzeb przyszłej rewindykacji.

Pan Prezydent Andrzej Duda wraz z rządem często powtarza, iż mamy najlepsze stosunki z Litwą w całym okresie utrzymywania kontaktów pomiędzy oboma państwami. Takie oświadczenia oznaczają, że Polacy z Wilna i Wileńszczyzny, zamieszkali tam od wieków, nie powinni mieć żadnych problemów, jako mniejszość narodowa.

Nie ma ustawy – nie ma ochrony prawnej. Problemy ze zwrotem ziemi

Wobec powyższego zobaczmy, jak wygląda rzeczywistość na Litwie polskiej mniejszości narodowej na dzień dzisiejszy. Litwa nie posiada ustawy o mniejszościach narodowych, a tym samym brak jest ochrony prawnej mniejszości polskiej. Bardzo poważnym nie załatwionym problemem jest zwrot Polakom ziemi.

Władze Litwy z ziemi, czyli nieruchomości, w 1997 roku ustawą zrobili mienie ruchome z możliwością jej przenoszenia. Jest to jedyny taki przypadek w świecie. Ustawa teoretycznie miała służyć wszystkim, ale służy głównie Litwinom, którzy swoją ziemię i działki z terenu całej Litwy przenoszą do Wilna i okolic, zmieniając tym samym skład narodowościowy na niekorzyść Polaków i jednocześnie się bogacąc – ziemia w stolicy i okolicach jest droga. Właścicielami byli głównie Polacy, ale jej nie otrzymywali pod różnymi pretekstami.

W pierwszym okresie działania ustawy przez lata nie przyjmowano dokumentów własności ziemi, wydawanych przed II wojną światową przez Rzeczpospolitą Polską, jako dokumenty obcego państwa. W kolejnym okresie pełnomocnik rządu Litwy
w rejonie wileńskim, Arturas Merkys, przydzielał ziemię tylko Litwinom twierdząc, że ziemia nie powinna wrócić do autochtonów, tzn. Polaków.

Teraz teoretycznie Polacy mogą ubiegać się o zwrot ziemi, ale, niestety, ziemi i działek już nie ma, została przydzielona głównie Litwinom. Oczekujących Polaków na zwrot ziemi tylko w Wilnie jest około 4 tysiące. Zwrot i przenoszenie ziemi trwa
od 26 lat i przynosi już skutki zamierzone przez Litwinów, a mianowicie w rejonie podwileńskim do niedawna mieszkało ponad 80 procent Polaków, a w chwili obecnej już tylko 60 procent. Tak wygląda kolonizacja Wilna i Wileńszczyzny po Litewsku – nie zauważona przez władze w Polsce.

Szkolnictwo polskie znika

Własne szkolnictwo dla mniejszości polskiej, to jest podstawowa forma przetrwania i rozwijania się. Po zlikwidowaniu polskich szkół w Kownie i okolicach od 1918 do 1970 roku zniknęło około 200 tysięcy Polaków, zamieszkujących te tereny, wystarczyło 50 lat.

Tylko na Wileńszczyźnie szkoły budują i administrują równolegle samorządy i administracja państwowa.

Te państwowe okazałe, nowe, litewskie mają być konkurencją dla polskich samorządowych, a oferując wiele przywilejów dla uczniów i ich rodziców mają zachęcać tychże rodziców do posyłania swoich dzieci do tych szkół.

W niespełna 2,8 milionowej Litwie Polaków mieszka około 180-200 tys., skupionych w Wilnie i rejonie wileńskim,
a uczęszczających dzieci do wszystkich Polskich szkół jest niewiele ponad 11 tysięcy, co oznacza, że znacząca liczba dzieci uczy się już w litewskich szkołach.

W 1998 roku władze Litwy egzamin maturalny z języka polskiego zdegradowały do statusu nieobowiązkowego egzaminu szkolnego, co pogorszyło poziom nauczania języka ojczystego i jednocześnie znacząco zmniejszało status polskiej szkoły.

Po dużym oporze społeczności polskiej i licznych manifestacjach egzamin z języka polskiego po 25 latach ma wrócić na maturze, ponoć za rok.

W 2012 roku, praktycznie bez okresu przejściowego, w szkołach polskich ujednolicono program nauczania z języka litewskiego i egzaminu maturalnego z tego języka, co stworzyło poważne problemy na maturze polskim uczniom.

Przez wiele lat około 20 procent maturzystów nie mogło przebrnąć tej bariery, co było dużym dramatem i tragedią dla dużej grupy wchodzących w życie młodych ludzi.

Od początku istnienia demokratycznej Litwy nieustannie tworzy się aurę niepewności wokół polskich szkół, wprowadzając nieustające reformy, każdorazowo pogarszając stan polskiego szkolnictwa.

Ostatnio, pod płaszczykiem reformy, rozpoczęto likwidację dwóch polskich szkół w rejonie trockim – szkołę podstawową
w Starych Trokach oraz gimnazjum w Połukniu z czterech, jakie pozostały. Wcześniej uległy likwidacji szkoły w Międzyrzeczu, Szklarach i Świętnikach.

Jeszcze gorzej wygląda polskie szkolnictwo np. w Rejonie Nowych Święcian, gdzie jeszcze mieszka ponad 30 procent Polaków, a praktycznie stacjonarnych polskich szkół jest brak. Kilka lat temu otwarto szkółkę niedzielną w Polskim Domu Kultury.

Litwa znacząco mniej łoży na polskie szkoły, jako na szkoły mniejszości narodowej, a więc działa w kierunku przeciwnym
w stosunku do tego, co jest przyjęte i stosowane w Polsce i UE….

Pisownia nazwisk i nazw miejscowości i ulic

Wobec szumnych zapowiedzi rządzących w Polsce, jak i Litwie, można było się spodziewać, że chociaż ten temat uda się doprowadzić do końca i Polakom zostanie przywrócone prawo posiadania oryginalnej pisowni nazwisk, ale, niestety, temat został załatwiony tylko częściowo. Nazwiska i imiona można pisać, ale bez znaków diakrytycznych tj. bez dziewięciu liter – ą, ć, ę, t, ń, ó, ś, ż, ź. O oznakowaniu miejscowości i ulic tablicami dwujęzycznymi, gdzie mieszka co najmniej 25 procent narodowej mniejszości, panuje cisza, a wszelkie próby oznakowań w polskiej pisowni kończyły się płaceniem dużych kar. Przestrzeń publiczna jest czyszczona z śladów kultury polskiej. Szczególnie widać to w Wilnie, gdzie napisy polskie są zamieniane na litewskie, a nazwiska polskie są zapisywane w wersji litewskiej. W mieście, gdzie przed wojną mieszkało 0,7 -1,0 procent Litwinów, obecnie trwa debata, czy umieścić tablicę w języku polskim przed najstarszą Polską nekropolią narodową na Rossie powstałą w latach 1769-1801. Powstały przed ponad 20 laty okazały Dom Kultury Polskiej jest oznaczony dwoma słowami po litewsku i polsku „Pan Tadeusz” sugerując, że chodzi o restaurację, będącą w budynku. Najwięcej turystów odwiedzających Wilno pochodzi z Polski, ale tablice informacyjne przed zabytkami są w języku litewskim, a czasami i angielskim.

W Wilnie mieszka około 90 tysięcy Polaków, co stanowi około 18 procent wszystkich mieszkańców miasta.

Próg 5 procentowy…

Ustanowiony próg 5 procentowy w skali całego kraju dla mniejszości narodowych w wyborach parlamentarnych jest raczej nie spotykany w państwach demokratycznych, a już sztuczne zmienianie granic polskich okręgów wyborczych, przez przyłączenie ich część do regionów litewskich, aby zmniejszyć siłę samorządów polskich, jest skandaliczne .Takie manipulacje nie mają miejsca w Europie. Władze państwa polskiego oraz elity polityczne, godząc się na tak demonstracyjne formy dyskryminacji członków własnego narodu, jednocześnie porzucając skarby narodowe pozostające po II wojnie światowej
w muzeach, bibliotekach, archiwach kresowych na pewno poczesnego miejsca w historii nie zajmą, nie mówiąc już o szacunku. Wyjątkowo przygnębiające jest też to, że ta sytuacja trwa od 30 lat i jest diametralnie odmienna od głoszonej przez polityków, którzy, wbrew faktom, określają ją jako najlepszą na przestrzeni wieków. Polska, z racji swojego potencjału, predysponuje do roli przywódczej w tej części Europy, dlatego nie może być tak bezradna i bierna w obronie przedstawicieli swojego narodu, oraz nie ma prawa porzucać tak bezcennych ruchomych dóbr kultury.

Zbigniew Socha

Socha Zbigniew kolor

 

Kresowe historie (3): Krzycząca cisza

Kresowe historie (3). Jest nas w Polsce, mających korzenie kresowe, około 5 milionów obywateli. Musimy podnieść wysoko głowy    i zdecydowanie    upomnieć się o Polaków mieszkających na kresach i o zwrot naszych narodowych dóbr kultury – czytamy w reportażu Zbigniewa Sochy.

1. wilno

Widok Wilna, ulica Dominikańska, grafika z XIX wieku, własność prywatna

W tej, trzeciej części cyklu przypominam o niebywałej wręcz liczbie pozostawionych na terenach od Wilna aż po Lwów bezcennych polskich zbiorach muzealnych, archiwalnych, bibliotecznych i wielkich zaniechaniach, opieszałości polityków w ich odzyskiwaniu.

Mówienie o zwrocie dóbr kultury pozostawionych na kresach po zmianie granic nazwać można to krzyczącą ciszą.

Intensywne działania potrzebne

W pierwszych odcinkach cyklu przypomniałem tragiczne wydarzenia historyczne, jakie miały miejsce na Kresach i zmaganie się z niezmiernie trudną codziennością Polaków tam mieszkających.

W wyniku II wojny światowej Polska utraciła ponad 500 tysięcy obiektów kultury, z czego przytłaczającą część bezpowrotnie. Udało się dokładnie zliczyć, że na Kresach pozostawionych zostało 5056 bibliotek. Od lat dziewięćdziesiątych XX wieku temat zwrotu polskich dóbr kultury z Ukrainy, Litwy i Białorusi prawie nie istnieje w przestrzeni publicznej oraz w zainteresowaniu i działaniach polityków.

Staraniem Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego i osób prywatnych w ciągu roku udaje się odzyskać kilka obiektów kultury, głównie obrazów i jest to oczywiście sukces w obliczu tak olbrzymich strat wojennych.

Polską racją stanu jest podejmowanie intensywnych działań zmierzających do powrotu kolejnych, prawnie należących do Rzeczpospolitej Polskiej, setek tysięcy bezcennych dzieł sztuki.

2.lwow

Widok Lwowa z XIX wieku, grafika z XIX wieku, Muzeum Narodowe w Krakowie

Ciągłość historyczna i kulturowa

W II Rzeczpospolitej wiodącymi ośrodkami nauki, kultury, czy też innowacyjności, były Warszawa, Kraków, Lwów i Wilno. Istotna część naszego dziedzictwa kulturowego stanowią archiwa historyczne we Lwowie, bez nich nie można prowadzić badań nad ciągłością polskiej kultury, historii. Trudno o w miarę pełną wystawę sztuki polskiej bez wybitnych dzieł malarstwa z kolekcji lwowskich muzeów.

Lwów zwany był miastem muzeów, samych placówek muzealnych przed wojną było na różnym etapie organizacyjnym dwadzieścia pięć. Poprzez tworzenie muzeów lwowianie chcieli zachować narodową tożsamość w okresie zaborów, ułatwić badania twórcom literackim, czy też historykom dziejów Rzeczpospolitej i jej związków z Europą. Lwów był niekorowaną stolicą Polski w okresie zaborów.

Dla zobrazowania jak wiele skarbów narodowych, pozostało po wojnie we Lwowie, zajrzyjmy do kilku placówek lwowskich.

Zakład Narodowy im. Ossolińskich

W Zakładzie Narodowym im. Ossolińskich, powstałym w 1817 roku aktem fundacyjnym, przekazanym w darze narodowi polskiemu, pozostało po wojnie:

1.      760 000 ksiąg i starodruków

2.      17 500 rękopisów

3.      170 000 czasopism

4.      3100 dyplomów, dokumentów

5.      10 130 autografów

6.      9 247 obiektów kartograficznych

7.      4 500 obiektów muzykologicznych

8.      100 000 grafik, rysunków

9.      1700 obrazów i 500 rzeźb

10.    6400 pamiątek historycznych

11.    1800 zabytkowej broni

12.    25 000 monet i medali

Muzea – Lubomirskich, Przyrodnicze im. Dzieduszyckich

W Muzeum Lubomirskich, które powstało w 1823 roku jako odrębne muzeum, wchodzące w skład Zakładu Narodowego im. Ossolińskich, po zakończeniu II wojny światowej pozostało około 66 000 obiektów, w tym obrazów olejnych 1500 i 580 depozytów. Muzeum Przyrodnicze im. Dzieduszyckich, które powstało w1845 roku, w 1880 oddane zostało do użytku publicznego i ofiarowane narodowi polskiemu. Było to największe tego typu muzeum w Polsce, mające okazy z zakresu przyrodoznawstwa, etnografii i antropologii ziem polskich. Posiadało kompletny dział zoologiczny z wszystkich rejonów polskich. Tam pozostało około 50 000 eksponatów, w tym galeria obrazów, licząca 500 dzieł i 3300 rycin. Starożytny scytyjski 7 kilogramowy złoty skarb Michałkowski, znaleziony przez mieszkanki wsi w 1878 roku datowany na VI – VII p. n. e, wywieźli Rosjanie w 1940 roku do Moskwy.

Po II wojnie światowej, w ramach zacierania śladów polskości, zniszczono archiwum Muzeum Przyrodnicze im. Dzieduszyckich, a jego bibliotekę wywieziono na przemiał.

Muzea – Przemysłu Artystycznego, Historyczne, Galeria Narodowa miasta Lwowa, Narodowe im. Króla Jana III Sobieskiego, Biblioteka Fundacji Baworowskich

Muzeum Przemysłu Artystycznego (Muzeum Przemysłowe), powstałe w 1874 roku jako muzeum miejskie, a zwłaszcza przemysłu metalowego od czasów najdawniejszych, drzewnego, tekstylnego, ceramicznego i szkła ze stanem 10 000 eksponatów. Muzeum Historyczne, powstałe w 1891 roku jako muzeum miejskie, z zabytkami dotyczącymi przede wszystkim przeszłości Lwowa, stan – 5000 eksponatów.

Galeria Narodowa miasta Lwowa, muzeum miejskie powstałe w 1907 roku, posiadające głównie obrazy olejne malarstwa polskiego od XVIII wieku w ilości 1600 obrazów i rzeźb. Było to muzeum o charakterze ogólnonarodowym. Muzeum Narodowe im. Króla Jana III Sobieskiego, jako muzeum miejskie, powstałe w 1908 roku, posiadające typowy charakter historyczny, odnoszący się do historii Polski, posiadające ponad 50 000 eksponatów, w tym bogate zbiory dawnej zbroi w ilości 1788 eksponatów, zbiór portretów historycznych królów i dygnitarzy państwowych, czy też pamiątki z powstań narodowych.

Z tego muzeum wielu darczyńców swe zbiory przekazało w przypadku utraty Lwowa przez Polskę, narodowi polskiemu lub do Muzeum Wawelskiego w Krakowie. Było to muzeum o wybitnym charakterze ogólnonarodowym.

Biblioteka Fundacji Baworowskich, powstała w połowie XIX wieku, a publicznie dostępna w 1900 roku, posiadała 40 000 tomów ksiąg, 6 228 starych druków z XVI-XVII wieku, 1283 rękopisy, 35 inkunabułów, 285 obrazów olejnych,11 000 rycin i map,110 dyplomów od XII wieku.

We Lwowie funkcjonowały również dwa muzea ukraińskie: Towarzystwo Naukowe im. Tarasa Szewczenki, powstałe w 1893roku z 20 000 eksponatami, Ukraińskie Muzeum Narodowe im. Andrzeja Szeptyckiego, powstałe w 1905 roku z 25 000 eksponatami. W 1934 roku rozpoczęło działalność Muzeum Żydowskiej gminy wyznaniowej. Własne muzea organizowały też stowarzyszenia, instytucje kościelne i świeckie.

Niezwykle bogate biblioteki posiadały wyższe uczelnie Lwowa. Należy podkreślić, że kompletny zbiór prasy polskiej z XIX – XX wieku pozostał we Lwowie. Ponadto z chwilą ekspatriacji polskich mieszkańców Lwowa i okolicznych miejscowości dyrektor Lwowskiej Galerii Sztuki Borys Woźnicki informował, iż wraz z ekipą muzealników zebrał ponad 36 tysięcy obiektów kultury, głównie obrazów z opuszczonych kościołów, klasztorów, pałaców, dworków, za co otrzymał wysokie odznaczenia państwowe.

Powojenne powroty

Praktycznie zaraz po wkroczeniu Rosjan do Lwowa już w 1940 roku wszystkie muzea lwowskie przeorganizowano tak, aby straciły Polski charakter, poprzez rozdrobnienie kompletnych zbiorów rozmieszczając je po nowo powołanych muzeach, ale już ukraińskich. Do Polski po II wojnie światowej w lipcu 1946 roku i marcu 1947 roku jako „dar narodu ukraińskiego” dla Polski powróciło około 27 procent eksponatów, ze zbiorów im. Ossolińskich. Łącznie z odnalezionymi muzealiami wywiezionymi przez Niemców, a odnalezionymi po wojnie na Dolnym Śląsku w Zagrodnie, stanowi to około 30 procent stanu z Zakładu Narodowego im. Ossolińskich i około 8 procent z Muzeum Lubomirskich.

Jest to wszystko, co dotychczas wróciło z pozostawionych muzeów lwowskich do Polski.

Biblioteki wileńskie – przy Uniwersytecie Wileńskim im. Stefana Batorego, im. Eustachego i Emilii Wróblewskich…

Dla pełniejszego oglądu liczby i sytuacji pozostawionego polskiego dziedzictwa narodowego na Kresach chciałbym przypomnieć jeszcze bogate zbiory wileńskie. Biblioteka działająca przy Uniwersytecie Wileńskim im. Stefana Batorego otrzymuje od państwa Polskiego w 1926 roku kolekcje Joachima Lelewela, w której skład wchodzą:

1.      377 000 tomów ksiąg

2.      12 000 rękopisów

Biblioteka im. Eustachego i Emilii Wróblewskich tworzona od 1900 roku, przekazana państwu Polskiemu w 1926 roku, była siódmą placówką państwową pod względem wielkości w kraju. Dokumentowała piśmiennictwo narodowe głównie wschodnich terenów Rzeczpospolitej i posiadała w 1931 roku:

1.      20 400 ksiąg i 1400 czasopism
              w 8400 tomach

2.      260 wydawnictw w 4000 tomach

3.      5800 dzieł w dziale Wilno-Litwa

4.      3000 poloniców z XV-XVIII

5.    740 obrazów i rysunków
              oraz 9900 rycin

6.      2700 rękopisów i 7400 autografów

7.      550 tek archiwalnych
              i 2500 muzealiów

8.      1450 atlasów i map i 285 albumów.

Jednym z najciekawszych eksponatów były przywileje królewskie, czy też dzieje uniwersytetów w Warszawie i Wilnie.

Wileńskie – Towarzystwo Przyjaciół Nauk, Muzeum Starożytności
i ich powojenne losy

Towarzystwo Przyjaciół Nauk w Wilnie, wraz z utworzonym Muzeum powstało w 1907 roku. Posiadało zbiory biblioteczne, numizmatyczne, przyrodnicze, etnograficzne i artystyczne. Muzeum Starożytności, założone w 1855 roku przez Eustachego Tyszkiewicza, a otwarte w 1856 roku przy Uniwersytecie Wileńskim, w 1865 zamknięte na polecenie Michaiła Murawiewa i w dużej części rozgrabione przez Rosjan. W 1919 roku ponownie reaktywowane przy Uniwersytecie Wileńskim dokumentowało historię Rzeczpospolitej. W 1941 roku zbiory zostały przejęte przez Litwinów.

Ponadto w Wilnie funkcjonowało powołane tuż przed wojną Muzeum Miejskie oraz istniały bogate Archiwa Państwowe i Miejskie. Wyróżniały się też swoimi zasobami kościoły Wileńskie .Działały też pomniejsze biblioteki i archiwa.

W Wilnie Litwini nie posiadali swojego ośrodka muzealnego. Od 1940 roku zbiory z bibliotek i muzeów były przejmowane przez Litwinów i gromadzone w budynku Muzeum Miejskiego. Z dużej części tych zabytków Litwini utworzyli Litewskie Państwowe Muzeum Sztuki.

Większość dóbr w Wilnie pozostało

Po zakończonej wojnie, przy Pełnomocniku Rządu Tymczasowego R.P. d/s repatriacji działał Wydział Kultury, na czele którego stała dr Maria Rzeuska. Wydział zbierał materiały dla potrzeb przyszłej rewindykacji polskich dóbr kultury z Wilna. Dzięki zaangażowaniu wszystkich pracowników wydziału udało się wysłać do Warszawy 17 transportów dóbr kultury, głównie z darów, depozytów lub zakupów od osób prywatnych. Ponadto w ciągu dwóch lat przesłano jeszcze do Polski 69 805 tomów książek. Pieniądze na te działania, daleko nie wystarczające, Wydział Kultury otrzymywał z Ministerstwa Kultury, Ministerstwa Skarbu i innych instytucji.

Do Polski nie powróciła z Wilna przytłaczająca większość polskiego dziedzictwa historycznego i kulturowego. Na Białorusi pozostały głównie zasoby archiwalne, biblioteki czy też wyposażenia kościołów, pałaców.

Powolne działania rewindykacyjne z Białorusi, Ukrainy

Po wojnie z Białorusi do Polski dotarło 13 skrzyń obiektów z galerii w Nieświeżu i Muzeum w Grodnie. W 1997 roku Polska wystąpiła z 8 wnioskami rewindykacyjnymi do Ukrainy, które zostały odrzucone w 1999 roku. Były jedynymi wnioskami z jakimi wystąpiła Polska wobec naszych sąsiadów ze wschodu. Trwają kontakty i prace polskich muzealników polegające na ewidencjonowaniu rozproszonych zbiorów, kserowaniu dokumentów i digitalizacji w Muzeach Lwowa. Praktycznie więcej muzealnicy nie są w stanie zrobić. Powinni działać politycy, ale, niestety, od lat 90. XX wieku takich polityków nie ma, drepczemy w miejscu. Zaczyna krążyć opinia wśród decydentów, że sprawę rozstrzygnięć własnościowych należy pozostawić przyszłości. Brak właściwych działań potwierdza protokół pokontrolny Najwyższej Izby Kontroli z 2017 roku.

Wciąż prawie wszystko przed nami

1. Nie przygotowano strategii restytucji dzieł sztuki, co utrudniło prowadzenie spójnej polityki państwa w tym zakresie.

2. Wiodące Ministerstwa w tej tematyce Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego i Ministerstwo Spraw Zagranicznych problematyki restytucji dóbr kultury nie mają w swoich priorytetach.

3. Występuje brak formalnych uregulowań na poziomie obu resortów.

4. Brak zapewnienia zasobów kadrowych, technicznych, lokalowych do realizacji działań związanych z odzyskiwaniem dóbr kultury.

Czy Polska, rezygnując z naszego dziedzictwa historycznego i kulturowego będzie w stanie zachować swoją tożsamość i przetrwać? Jest nas w Polsce, mających korzenie kresowe, około
5 milionów obywateli. Musimy podnieść wysoko głowy i zdecydowanie upomnieć się o Polaków mieszkających na kresach i o zwrot naszych narodowych dóbr kultury.

Zbigniew Socha

W trakcie pisania tekstu autor korzystał z następujących źródeł:

  • – dr hab. Maciej Matwijów – „Muzea lwowskie wczoraj i dziś”
  • – Roman Olkowski – „Walka o tzw. rewindykację wileńskich dóbr kultury
    po    II wojnie światowej”
  • – Wojciech Konończuk, współpraca Piotr Kosiewski – „Zagrożone dziedzictwo. Polskie dobra kultury na Ukrainie i Białorusi
  • – prof. Gabriel Brzęk – „Muzeum im. Dzieduszyckich we Lwowie i jego twórca”
  • – Stefan Rygiel, Helena Drege – „Biblioteka im. Wróblewskich”

Kresowe historie (2). Chcą żyć w tradycji i kulturze polskiej

Kresowe historie (2) – reportaż Zbigniewa Sochy. Opisane w pierwszej części cyklu wydarzenia, częściowo zapomniane, nie do końca zbadane przez historyków, przypominały niewyobrażalne tragedie, jakie dotknęły Polaków na Kresach Wschodnich.

2.lwow

Widok Lwowa z XIX wieku, grafika z XIX wieku, Muzeum Narodowe w Krakowie

Kresy są wszędzie tam, gdzie się walczy o bycie Polakiem i o naszą narodową kulturę.

Należy im się opieka i wdzięczność

Na terenach dawnych Kresów Wschodnich zamieszkują dziś dzieci, wnukowie i prawnukowie Polaków wynarodowianych, zsyłanych do łagrów, więzionych, mordowanych dlatego, że byli Polakami. To właśnie oni w sposób szczególny dbają o tradycję, historie, kulturę Polską i groby naszych przodków.

Choćby dlatego należy im się szczególna opieka i wdzięczność państwa polskiego, aby mogli normalnie żyć w miejscu, gdzie żyją od wieków, rozmawiać ze swoimi dziećmi po polsku, wychowywać je w tradycji i kulturze narodowej.

A jak jest w rzeczywistości po trzydziestu latach istnienia wolnej Litwy czy też Ukrainy, naszych strategicznych partnerów?

Pomimo częstych deklaracji przedstawicieli władz polskich i pana prezydenta o tym, iż posiadamy najlepsze stosunki w historii z Litwą i Ukrainą, realia, w jakich znajdują się tam Polacy, wyglądają skrajnie odmiennie od deklarowanych i systematycznie się pogarszają.

O prawa mniejszości narodowych

Podkreślić tu należy, że mówimy o prawach podstawowych, jakie mają mniejszości narodowe w Europie, czy też Litwini i Ukraińcy w Polsce. Dostęp do własnych szkół z językiem narodowym, zwrot ziemi, zachowanie oryginalnej pisowni nazwisk, jakie posiadali od stuleci, tablice dwujęzyczne oznaczające miejscowości i ulice, w których mieszka co najmniej 20 procent mniejszości narodowej, dostęp do kanałów TV w języku ojczystym.

Polityka niemocy, a wręcz bezradności wobec naszych wschodnich sąsiadów, prowadzona jest niezmiennie przez wszystkie rządy w wolnej Polsce od lat 90. Polscy politycy oficjalne wystąpienia w Wilnie rozpoczynają od słów ,,mam nadzieję’’. Ta bezwolność i niemoc przynosi skutki wręcz katastrofalne dla kresowian, a w dłuższym okresie także dla Polski.

Około połowy polskich dzieci uczy się w litewskich szkołach

To między innymi efektem tak prowadzonej polityki jest sytuacja, iż już około połowy polskich dzieci uczy się w litewskich szkołach. Wprowadzone dyskryminujące zmiany w oświacie powodują, że z języka litewskiego polscy maturzyści, na przykład w 2019 roku, nie zdają matury w 24 procentach. W okręgu Święcian, gdzie do polskości przyznaje się jeszcze 30 procent mieszkańców, nie ma ani jednej polskiej stacjonarnej szkoły.

Te przykłady pokazują, że zbliżamy się szybkimi krokami do sytuacji, jaka jest obecnie na Kowieńszczyżnie, gdzie Polacy zniknęli, zostali wynarodowieni.

Państwo, które predysponuje do roli przywódczych w regionie, nie może promieniować taką bezradnością i biernością, godząc się na jaskrawe formy wynaradawiania Polaków, nazywając brak realnych działań doktryną – ideą Giedroycia.

Order Orła Białego wzbudził zażenowanie i zdziwienie

Jaskrawym przykładem tej bierności jest rozebranie torów przez Litwę wiodących z Rafinerii Orlen-Możejki do granicy z Łotwą. Przynosiło to duże zyski kolejom litewskim, gdyż wozili produkty Orlenu dużo dłuższą trasą, natomiast Orlenowi-Możejki straty przez wiele lat. Dopiero interwencja organów Unii Europejskiej, nakładającą karę na Litwę, i nakazującą odbudowę torów, przywróciła normalność. Niezrozumiałym i wysoce szkodliwym działaniem było nadanie byłej Prezydent Litwy, Dali Gribauskajte, najwyższego odznaczenia polskiego Orderu Orła Białego.

Pani prezydent znana była z wrogiej postawy wobec Polaków, mieszkających w Wilnie i na Wileńszczyźnie oraz z sympatii wobec nacjonalistycznych środowisk Litewskich. Była orędownikiem wprowadzonej w 2011 roku reformy oświaty, która ograniczała nauczanie w języku mniejszości, to jej zawdzięczamy brak ustawy o mniejszościach narodowych na Litwie. Pani Prezydent zdecydowanie dystansowała się od Polski, skutecznie ochładzając stosunki polsko – litewskie. Przez dwie kadencje swojej prezydentury w latach 2009 – 2019 zdecydowanie ograniczała wizyty w Warszawie, sprowadzając je tylko do niezbędnych, pojechała na przykład na szczyt NATO w 2016 roku oraz na spotkanie z prezydentem Trampem w 2017 roku.

Dlatego przyznane pani prezydent najwyższe odznaczenie polskie wzbudziło powszechne zażenowanie i zdziwienie.

1. wilno

Widok Wilna, ulica Dominikańska, grafika z XIX wieku, własność prywatna

Priorytety i ich kolejność

Polska, realizując najistotniejsze inwestycje dla rozwoju gospodarki i obronności niespełna 2,8 milionowej Litwy – budujemy połączenia drogowe z Litwą via baltica i via carpatia, łączymy swój system energetyczny i gazowy z systemem litewskim, planujemy budowę nowych połączeń kolejowych z Litwą, tworzymy wspólną brygadę wojskową i plany obrony Litwy, w zamian nie może uzyskać przestrzegania praw mniejszości polskiej.

W tym kontekście nie dziwią priorytety i ich kolejność wprowadzania na Litwie pani ambasador Urszuli Doroszewskiej, które ogłosiła w październiku 2017 roku, a są nimi, w kolejności takiej, jak były wygłaszane:

Bezpieczeństwo i obrona

Zwrócenie szczególnej uwagi wobec wojny informacyjnej

Wzmocnienie współpracy z Litwą w zakresie energetyki

Drogi komunikacyjne via baltica, rail baltica

Troska o Polską mniejszość narodową oraz dbanie o właściwy przekaz polskiej polityki historycznej

Współpraca Polski i Litwy w sprawach Europy i wschodniego sąsiedztwa Europy.

Doktryna z lat 60. XX wieku

W sprawie bezpieczeństwa trzeba przypomnieć, że rząd Litwy zwrócił się bezpośrednio do Niemiec, aby to wojska niemieckie były siłami wiodącymi w stacjonujących oddziałach NATO na Litwie. Wojska Polskiego nie ma na Litwie, poza rotacyjnie pełniących dyżury polskimi lotnikami.

Niezrozumiałe i błędne jest opieranie naszej polityki wobec sąsiadów na wschodzie na doktrynie Giedroycia – Mieroszewskiego w sytuacji, gdy te narody funkcjonują jako niezależne państwa kilkadziesiąt lat (częściowo Białoruś). Litwa jest w NATO i Unii Europejskiej, a Ukraina współpracuje z NATO i Unią Europejską.

Doktryna, powstała w latach 60. pod Paryżem, w niezależnym ośrodku myśli politycznej miesięcznika ,,Kultura” Jerzego Giedroycia, zakładała bezwzględne wspieranie narodów za naszą wschodnią granicą w ich dążeniu do niepodległości, wspieranie ich narodowych aspiracji nawet częściowo kosztem Polski i Polaków. W ten sposób powstały kordon niezależnych państw, odgradzający nas od Rosji, znacząco miał wzmocnić nasze bezpieczeństwo w zamyśle twórców idei.

Doktryna z moralnego i racjonalnego punktu widzenia jest nie do przyjęcia. Polską racją stanu powinno być realne zabieganie o prawa Polaków, mieszkających na kresach, a nie prowadzenie polityki pozorowanej w myśl hasła „mam nadzieję”.

Czy też w imię poprawności politycznej nie podjęto realnych starań o zwrot pozostawionych na kresach setek tysięcy dóbr narodowych w muzeach, archiwach, bibliotekach.

Mija około 30 lat, gdy Polska, zawsze jako jedna z pierwszych na świecie, uznawała bezwarunkowo państwowość naszych sąsiadów: Litwę, Białoruś, Ukrainę, wspierając je na drodze w dochodzeniu do wolności.

Zmęczenie, zniechęcenie

Zatem, spróbujmy podsumować najistotniejsze problemy Polaków, mieszkających na kresach:

Własne szkolnictwo dla mniejszości narodowej jest podstawową formą przetrwania i rozwoju. O tym szczególnie pamiętają Polacy na kresach, mając w pamięci przykład z Kowna i okręgu, gdzie bez szkół Polacy w przeciągu 50 lat zostali wynarodowieni.

Na Wileńszczyźnie szkoły budują i administrują samorządy i administracja państwowa. Te państwowe nowe litewskie mają być konkurencją dla polskich samorządowych i mają zachęcać polskie dzieci do przejścia do tych szkół.

W polskich szkołach uczy się niewiele ponad 11 tysięcy uczniów, co oznacza, że już niespełna połowa polskich dzieci uczy się w litewskich szkołach.

Działania nieprzychylne rządu Litwy oraz pewnego rodzaju porzucenie Polaków na kresach (idea Giedroycia) przez polskie władze powoduje zmęczenie, zniechęcenie, co skutkuje tak złą sytuacją.

Wycofano język polski z możliwości zdawania go na maturze, pomniejszając tym samym rangę polskiej szkoły. W 2013 roku wprowadzono, bez okresu przejściowego, język litewski na takim samym poziomie, jak w szkołach litewskich, tej bariery nie pokonało w 2018 roku 23 procent polskich uczniów, a w 2019 roku – 24 procent maturzystów szkół polskich.

Litwa znacząco mniej łoży na ucznia szkoły polskiej, w stosunku do nakładów, jakie państwo polskie przeznacza na ucznia litewskiej szkoły w Polsce. Tworzy się co roku aurę niepewności wobec polskich szkół oraz występują ciągłe problemy z podręcznikami szkolnymi.

Wobec powszechnego niezadowolenia Polaków i rażącej dyskryminacji, jaka ma miejsce wobec polskiej mniejszości, zostało podpisane porozumienie 17 września 2020 roku pomiędzy przedstawicielami rządów Litwy i Polski o usunięciu problemów w szkolnictwie polskim na Litwie do 2022 roku.

Widząc dotychczasowe tempo załatwiania problemów Polaków jest to graniczące z pewnością, że temat nie będzie załatwiony, podobnie jak zwrot ziemi Polakom, ciągnący się kilkadziesiąt lat.

Podobnie bardzo trudna sytuacja polskich dzieci zaczyna występować na Ukrainie, która przyjęła ustawę o oświacie, zakładającą naukę od piątej klasy tylko w języku państwowym, czyli ukraińskim. W sposób zdecydowany przeciwko tej ustawie zareagowały rządy posiadające na Ukrainie mniejszości narodowe Węgier i Rumuni. Rząd węgierski, w odpowiedzi na te działania, Ukrainy zablokował rozmowy Ukraina – NATO. O działaniach rządu polskiego nic nie wiadomo.

Zwrot ziemi Polakom

Litwa posiada ustawę niespotykaną na świecie, która pozwala przenosić prawo własności ziemi z uwzględnieniem klasy ziemi. W ten sposób Litwini z różnych zakątków Litwy przenoszą się do Wilna i okolic otrzymując nawet więcej ziemi niż mieli, gdyż ziemia w Wilnie i okolicach jest gorszej klasy piaszczysta. Właścicielami tej ziemi najczęściej są Polacy, ale pod różnymi pretekstami nie mogą jej otrzymać. W ten sposób rząd litewski zmienia skład narodowościowy w Wilnie i okolicy, jednocześnie znacząco bogacąc nowych właścicieli Litwinów. Przed wojną w Wilnie mieszkało od 0,7 do 1,0 procenta Litwinów. W samym Wilnie na zwrot ziemi oczekuje ponad 7000 tys. właścicieli, głównie Polaków.

Ustawa najprawdopodobniej będzie funkcjonowała aż do wyczerpania się ziemi, działek i braku chętnych na nie Litwinów.

Pisownia nazwisk i nazw miejscowości

Wydawać by się mogło, że prawo do posiadania oryginalnej pisowni nazwiska jest oczywistością, ale, niestety, Litwini przez ostatnie kilkadziesiąt lat z tym też sobie nie poradzili. Zapewne są pewni, że rząd polski nie będzie w tym samym tempie realizował ich strategicznych problemów.

Tak samo wygląda problem oznaczenia nazw miejscowości i ulic tablicami dwujęzycznymi. Wszelkie próby oznakowań w polskiej pisowni kończyły się płaceniem dużych kar pieniężnych.

Aby zmniejszyć samorządową siłę regionów polskich, zmieniane są granice okręgów, przyłączając ich część do regionów litewskich.

Polityka bierności strony polskiej utwierdza naszych sąsiadów o słuszności działań dyskryminacyjnych wobec polskiej mniejszości. Ukraińscy politycy wprost drwią, pytając: ,,do czego nam jest Polska?”

Jak można nazwać politykę, która oceniana jest jako najlepsza w historii przez władze w Polsce, a jednocześnie podstawowych praw polskiej mniejszości nie załatwiać przez 30 lat?

Polityka wschodnia wobec naszych sąsiadów nie może odbywać się kosztem Polaków tam mieszkających, czy też rezygnacji z pozostawionych tam dóbr kultury, a to ma miejsce.

Chcąc, by nas traktowano jako państwo poważnie, musimy najpierw sami tak siebie traktować.

Zbigniew Socha

Kresowe historie (1) Tragedie wciąż nie do końca zbadane

SONY DSC

Zbigniew Socha. Fot. Janusz Wikowski

Publikujemy cykl materiałów na temat Kresów Wschodnich Zbigniewa Sochy. Obszar ten po drugiej wojnie światowej znalazł się poza granicami Polski. Przypominamy mieszkających tam ludzi i zdarzenia, w których uczestniczyli, próbujemy odsłonić tajemnice zaginionych, lub rozproszonych tamtejszych zbiorów dziedzictwa narodowego.
Wielu kresowiaków repatriowało się na tereny Gdańska i Pomorza. Sądzimy, że nie tylko oni i ich potomkowie zainteresują się tekstami.
200 – 250 tysięcy Polaków zniknęło z Litwy Kowieńskiej po 1918 roku
Za życia dwóch pokoleń, w ciągu niespełna 50 lat, z tak zwanej Litwy Kowieńskiej, liczącej niewiele ponad 2 mln ludności, zniknęło ponad 200 tysięcy Polaków, zamieszkujących głównie Kowno i okolice.
W 1916 roku 35 procent ludności Kowna stanowili Polacy, a w całym okręgu, to jest w Kiejdanach, Uścianie, Wędziagole, Wodoktach, sienkiewiczowskiej Laudzie mieszkało ponad 200 tysięcy Polaków.
Już w 1918 roku rozpoczęły się, na wcześniej nie spotykaną skalę, represje. Polacy pozbawiani byli ziemi (bez odszkodowań), pod pozorem reformy rolnej, zamykano polskie szkoły, wprowadzano zakazy eksponowania symboli związanych z polskością, umieszczania napisów, szyldów, reklam w języku polskim. Represje szczególnie dotykały prasę polską poprzez stopniową jej likwidację, organizacje społeczne oraz ich członków.
Była to lituanizacja zaborcza i bezwzględna, wykorzystująca wszystkie służby w państwie do walki z Polakami, presja i przemoc fizyczna występowała na porządku dziennym.
Niestety te działania w pełni popierał kościół katolicki litewski, przenosząc praktycznie wszystkich polskich księży z Kowna i okolic do miejscowości, gdzie większość stanowili Litwini, a w to miejsce przysyłając księży litewskich, najczęściej nie mówiących po polsku.
Był to bardzo duży cios zadany głęboko wierzącej autochtonicznej ludności polskiej, sytuacja ta negatywnie odbiła się na morale Polaków.
W taki to oto sposób, przede wszystkim bez własnych szkół, przy agresywnie i bezwzględnie działającym aparacie państwa litewskiego, braku oparcia w kościele, likwidacji prasy polskiej i, z biegiem czasu, wszystkich organizacji polskich, Polacy w Kownie i regionie zostali wynarodowieni.
W 2020 roku narodowość polską w Kownie deklaruje 0,6 proc. mieszkańców, natomiast w regionie – od 1 do 3 proc. ludności czuje się Polakami.
Temat zniknięcia Polaków z Kowna i regionu nie jest dogłębnie zbadany i opisany przez polskich historyków, problem jest raczej przemilczany.
Operacja polska” NKWD (Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych) w latach 1937 – 1938
Jest to pierwsze ludobójstwo na tle narodowościowym na terenach Europy Środkowej.
Po zakończeniu wojny polsko – sowieckiej 18 marca 1921 roku podpisano Traktat Ryski, w wyniku którego, poza granicami Polski pozostało ponad milion Polaków, w większości mieszkających blisko nowej granicy z Polską.
Stalin, w wyniku przegranej wojny z Polską latach 1919 – 1920 oraz tego, że wszelkie próby sowietyzacji Polaków, zamieszkujących Rosję bolszewicką, nie powiodły się miał szczególny uraz do Polaków i Polski.
Biuro Polityczne Komunistycznej Partii Bolszewików 9 sierpnia 1937 roku podjęło decyzję o rozprawieniu się z Polakami pod pretekstem rzekomego zagrożenia Rosji Sowieckiej ze strony tychże Polaków.
Stalin wydaje rozkaz rozpoczęcia akcji przeciwko Polakom Nikołajowi Jeżowowi, Komisarzowi Ludowemu do spraw Wewnętrznych, który 11 sierpnia 1937 roku podpisał rozkaz nr 00485 rozpoczęcia represji przeciwko Polakom. NKWD rozpoczęło na masowa skalę rozstrzeliwania, zamykanie w więzieniach i deportacje.
Aresztowanych Polaków dzielono na dwie kategorie: zakwalifikowanych do kategorii pierwszej przeznaczono na rozstrzelanie, włączonych do kategorii drugiej osadzano w więzieniach i wywożono do łagrów.
Na rozstrzelanie skazywani byli Polacy, którym zarzucano członkostwo, czy też współpracę z Polską Organizacją Wojskową, ze 160 tysięcy aresztowanych pod tym pretekstem rozstrzelano przytłaczającą większość.
Szacuje się, że w ramach operacji sowieckiej zamordowano ponad 111 tysięcy Polaków. Dużą część, około 29 tysięcy, z fikcyjnymi zarzutami, deportowano do Kazachstanu i do Komi.
Dzieci po zamordowanych rodzicach umieszczano w sowieckich sierocińcach, skutecznie ich wynaradawiając. Część ludności polskiej, głównie kobiet, dzieci i starców, zsyłano w głąb Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich.
Należy podkreślić, że deportacji bolszewicy dokonywali masowo już od 1936 roku w ramach, jak określali, oczyszczania pasa przygranicznego.
Szacuje się, że łącznie w ten sposób zesłano około 100 tysięcy Polaków.
26 listopada 1938 roku zakończono operację mordowania, osadzania w więzieniach i deportacji do Kazachstanu, Komi, czy też na Syberię Polaków dlatego, że byli Polakami.
Praktycznie co piąty Polak został zamordowany, lub dotknięty represjami. Miejscowości opustoszały, społeczności uległy w dużej mierze rozproszeniu, a rodziny zostały rozdzielone.
Stalin osiągnął cel, ponad milionowa społeczność polska została rozbita, a ci, co pozostali, walczyli o przetrwanie, przytłoczeni bezmiarem okrucieństwa.
Archiwa Rosyjskie i Białoruskie w kwestii operacji NKWD przeciw Polakom w latach 1937-1938 są zamknięte przed historykami, dlatego do dnia dzisiejszego nieznane są wszystkie miejsca kaźni oraz dokładna liczba pomordowanych Polaków.
Ludobójstwo na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej w latach 1939 – 1945
W lutym 1943 roku nastąpiły pierwsze masowe mordy na bezbronnych Polakach. Zbrodni tych dokonywali członkowie Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) i Ukraińskiej Powstańczej
Armia, z szerokim udziałem Ukraińców sąsiadów mordowanych Polaków.
W kolonii Porośla banderowcy zamordowali od 149 do 173 mieszkańców tej wsi. Cudem ten mord przeżyło 12 osób. W kwietniu zniszczono 17 wsi, natomiast w Janowej Dolinie banderowcy zamordowali 607 osób, pomimo stacjonowania w tej miejscowości Niemców.
Od maja 1943 roku na Wołyniu działały już duże jednostki UPA, które rozpoczęły eksterminację polskiej ludności, głównie mieszkającej na wsi.
Kulminacja rzezi Polaków nastąpiła 11 lipca 1943 roku. Oddziały UPA i okoliczna ludność Ukraińska zaatakowały jednocześnie 99 polskich wsi. Ponieważ była niedziela, większość mieszkańców znajdowała się na mszach w kościołach i tam rozpoczęły się mordy, tylko w tym dniu zginęło ponad 8 tysięcy bezbronnej ludności – kobiet, dzieci, starców.
Organizacja mordów miała swój określony schemat. Najczęściej otaczano dokładnie wieś, aby nikt nie uciekł. Następnie w pierwszym szeregu atakowało od 15 do 30 uzbrojonych osób z OUN – UPA, za nimi biegła okoliczna ludność ukraińska, zwykle byli to sąsiedzi, zwani „siekiernikami”, uzbrojeni w siekiery, kosy, widły, młoty, pałki, noże, sierpy, piły, łomy.
Rytuał zabijania przewidywał znęcanie się, tortury. Rozcinano brzuchy, odcinano kończyny, wbijano gwoździe w głowę, dzieci przybijano do ściany, lub nabijano na płot.
Kompletny zestaw tortur fizycznych, jakie stosowali Ukraińcy, po wielu latach badań, zliczył i opisał Aleksander Korman, wyszczególnił 362 pozycje.
Ten sposób mordowania miał, w zamyśle Ukraińców, spowodować takie przerażenie wśród ludności Polskiej, iż sami będą opuszczać swoje zagrody, uciekając do Polski centralnej.
Po wymordowaniu mieszkańców oprawcy zabierali wszystko, co miało jakąś wartość, na wcześniej przygotowane furmanki. Zabudowania starannie palili tak, aby pozostało jak najmniej śladów istnienia polskiej wioski. W ten sposób zniknęło ponad 1800 polskich wiosek.
Według ustaleń badaczy Ewy i Władysława Siemaszków w latach 1939 – 1947 szacunkowo wymordowano do 130 tysięcy Polaków, według Grzegorza Motyki około 100 tysięcy, a według Czesława Portacza około 120 tysięcy.
Z upływem czasu, wobec niewyobrażalnego bestialstwa w mordowaniu Polaków przez banderowców, mieszkańcy wiosek polskich rozpoczęli organizować samoobronę .Takich miejscowości było około 100.
Do nich zaliczała się Rybcza, położona 20 km od Krzemieńca. Rybcza miała dużo szczęścia, gdyż kilku mieszkańców należało do organizującego się Związku Walki Zbrojnej – Armii Krajowej, a byli to Franciszek Mytkowski, Marcin Mysłowski, Jan Niewiński, ponadto dowództwo ZWZ – AK przysłało wachmistrza, Henryka Butyńskiego, mającego dowodzić obroną. Broń kupowano od Niemców i Węgrów, stacjonujących w Krzemieńcu.
Banderowcom i okolicznym Ukraińcom udało się zabić trzech mieszkańców Rybczy i spalić 42 zabudowania. Rybcza obroniła się, ale już pobliski Wiśniowiec spalono, a większość mieszkańców wymordowano.
W maju 1945 roku Rybcza została ekspatriowana na Opolszczyznę do Mąkoszyc. Z Wołynia i Małopolski Wschodniej po wojnie ekspatriowano do Polski ponad 90 proc. ocalałej z pogromu ludności polskiej.
Państwo Ukraińskie z dniem 27 września 2019 roku odblokowało zakaz poszukiwań pomordowanych przez nacjonalistów ukraińskich i innych, którzy zginęli na terenie dzisiejszej Ukrainy.
Jest szansa, że zostaną wznowione poszukiwania przez polski IPN.
Ukraina, nasz strategiczny partner, gloryfikuje UPA i OUN, przedstawiając je jako formacje wolnościowe, a przywódców jako przykład bohaterstwa, którym są stawiane pomniki. Potwierdzają to ustawy przyjęte przez Sejm Ukraiński.
W Ponarach pod Wilnem wymordowano 80 – 100 tysięcy obywateli II RP

Według ostatnich badań dr hab. Moniki Tomkiewicz w Ponarach pod Wilnem wymordowano 80 – 100 tysięcy obywateli II RP.
W Ponarach w latach 1941-1944 oprawcami byli Litwini działający pod nadzorem niemieckich okupantów, gdzie zamordowano 80 – 100 tysięcy obywateli II Rzeczpospolitej Polskiej.
Szacuje się, że w tej liczbie znajdowało się 70 tysięcy osób narodowości żydowskiej. Polaków mogło tam zginąć od 2 do 20 tysięcy.
Zamordowano też kilka tysięcy jeńców rosyjskich, ginęli też Białorusini, Romowie, Tatarzy oraz działacze komunistyczni Litwini, współpracujący podczas okupacji sowieckiej z Rosjanami oraz kilkudziesięciu oficerów i żołnierzy litewskich.
Polaków mordowano – była to głównie młodzież i elity polskie – według list, które przygotowywali Litwini z Saugumy (litewska policja bezpieczeństwa).
Jesienią 1943 roku rozpoczęto zacieranie śladów zbrodni w Ponarach, a od grudnia do kwietnia 1944 roku wydobywano z dołów i palono ciała, mieląc niedopalone kości, popiół mieszano z piaskiem i ponownie wsypywano do dołów, w których wcześniej znajdowały się zwłoki rozstrzelanych.
Niemcy, tworząc administrację okupacyjną, opierali się na Litwinach, a oddziały policji litewskiej, powołane do pilnowania porządku okupacyjnego, składały się z ochotników, wśród których szczególną rolę odgrywali członkowie przedwojennej organizacji litewskiej – Związku Strzelców Litewskich, który charakteryzował się bardzo dużym nacjonalizmem, antysemityzmem i antypolonizmem.
Specjalny oddział, dokonujący rozstrzeliwań w Ponarach, w początkach liczył kilkuset żołnierzy i oficerów, składał się z ochotników litewskich, głównie z organizacji Lietuvos Sauliu Sajunga, w oddziale było kilku Rosjan i czterech Polaków, którzy, wstępując do oddziału, zrzekli się obywatelstwa polskiego. Komendy wydawano w języku litewskim, a umundurowanie początkowo składało się z sortów mundurowych armii litewskiej z insygniami litewskiej Pogoni.
Dowódcami oddziału byli oficerowie armii litewskiej w kolejności Juozas Sidlau, Balys Norvaisza, Jonas Tumas. To właśnie ten oddział litewski ludność Polska nazywała z odrazą, pogardliwie – strzelcy ponarscy, lub potocznie szaulisi’”.Ten oddział był dodatkowo obsługiwany przez batalion ochrony, który dowoził skazanych, pilnował zatrzymanych przed egzekucją, pełnił służby wartownicze.
Litwini wiele razy prowokowali sytuacje, które miały usprawiedliwiać ich ataki przeciwko bezbronnym Polakom.
Największa akcja odbyła się w maju 1942 roku w Święcianach. Policja litewska, z udziałem oddziału specjalnego z Wilna, pod dowództwem mjr Jonasa Maciuleviciusa, zamordowała 450 Polaków,,a łącznie z zamordowanymi w okolicy było to 600 osób.
Najlepiej stan ducha i mentalność oddziałów litewskich wobec mieszkańców Wilna i Wileńszczyzny oddaje list – skarga napisana do Komisarza SS Okręgu Wilno, Hansa Christiana Hingsta.
Dowódca oddziału, Balys Norvaisza, w imieniu swoim i żołnierzy, zwracam się o naprawienie krzywd i prosi o wyrażenie zgody, aby ubrania i kosztowności po mordowanych przechodziły na ich własność za ich trud likwidowania wrogów Rzeszy i Litwy, głównie Żydów i Polaków, w trudnych warunkach, deszcz, mróz, ciemności oraz niekończące się transporty więźniów do likwidacji.
W ten sposób pozyskane części ubrań po rozstrzelanych były sprzedawane na pobliskich targowiskach przez członków oddziału specjalnegostrzelcy ponarscy” i ich rodziny.
Przed wejściem na teren ludobójstwa obywateli II RP w Ponarach brak jest tablicy w języku polskim.
c.d.n.

Zbigniew Socha

  • Bibliografia:
    Marian Kałuski – Litwa Kowieńska – tam była Polska
    Prof. dr hab. Piotr Niwiński – Ponary miejsce „ludzkiej rzeźni”
    Andrzej Chodacki – Ponary

Nr 3/2021 Nasz Gdańsk