W dawnym Gdańsku i gdzie indziej – Jasełka

Dzieci z szopką (W. Stryowski)Staropolskie słowo jasło oznacza żłób. Nieoceniony Aleksander Brückner w swoim Słowniku etymologicznym wywodził je od jedzenia. Bliższe wyjaśnienia znaczenia znajdujemy w Encyklopedii Staropolskiej Zygmunta Glogera: „Jasła, jasełka. Tak nazywano zbity z desek żłób dla dawania drobnej karmy zwierzętom, jak również nosze do noszenia ludzi i ciężarów.

Od wyrazu tego wzięto nazwę dla przedstawień religijnych na Boże Narodzenie, wyobrażających żłobek z Dzieciątkiem Jezus w szopce, Najświętszą Pannę, św. Józefa, trzech Króli, przybywających z hołdem itd.”

Osóbka Pana Jezusa z wosku albo papieru

Barwny opis takich przedstawień w czasach swojej młodości przedstawił ksiądz Jędrzej Kitowicz (1727-1804):

Jasełka … kiedy nastały do Polski, nie wiem, jak jednak pamięcią sięgam, we wszystkich kościołach były używane. Pomienione jasełka były to ruchomości małe na czterech słupkach, daszek słomiany mające, wielkości na szerz, dłuż i na wyż łokciowej; pod tą szopką zrobiony był żłóbek, a czasem kolebka wielkości ćwierćłokciowej, w tej osóbka Pana Jezusa z wosku albo papieru klejonego, albo z irchy albo płótna konopiami wypchanego uformowana, w pieluszki z jakich płatów bławatnych i płóciennych zrobione uwiniona; przy żłóbku z jednej strony wół i osieł z takiejże materyi jak i osóbka Pana Jezusa ulane lub utworzone, klęczące i puchaniem swoim Dziecinę Jezus ogrzewające, z drugiej strony Maryja i Józef stojący przy kolebce w postaci nachylonej, afekt natężonego kochania i podziwienia wyrażający. W górę szopki pod dachem i nad dachem aniołkowie unoszący się na skrzydłach, jakoby śpiewający Gloria in excelsis Deo.”

Nie wiem jak Państwo, ale ja lubię się od czasu do czasu zagłębić w staropolskie teksty, pisane językiem, jakim już dziś nikt nie mówi, a przecież zrozumiałym. To tak jakby zażyć odświeżającej kąpieli w czystej źródlanej wodzie. Te same teksty przełożone na dzisiejszy język straciłyby połowę swego uroku. Czytając je czujemy się przeniesieni w czasy I Rzeczpospolitej, chylącej się do upadku, ale wciąż barwnej, niezwykle atrakcyjnej, po prostu pięknej. Kwitły jeszcze stare obyczaje, stroje, tańce, muzyka – nacechowane narodową odrębnością, której się teraz tak chętnie wyzbywamy na rzecz kosmopolitycznego blichtru i tandety – żeby nie powiedzieć: duchowego ubóstwa.

Zwyczaj zaprowadzili franciszkanie

Wróćmy jednak do rzeczy. Kitowicz opisuje „obyczaje” za panowania Augusta III. Związki Gdańska z Polską były w tym czasie mocne, także w dziedzinie kultury. Widoczne to było również w obyczajach świątecznych. Różnice, zresztą niewielkie, dotyczyły raczej sfery religijnej. Zwyczaj jasełek i szopki Bożonarodzeniowej zaprowadzili franciszkanie, osiedleni w polskich miastach od XIII wieku. W Gdańsku pojawili się późno, w roku 1419 i po 136 latach, na skutek reformacji, praktycznie znikli, ale ich idee z pewnością kontynuowali w mieście dominikanie, karmelici i brygidki, w Oliwie cystersi, a w Starych Szkotach jezuici. Część zwyczajów ogarnęła także ulice. Podobnie jak w głębi kraju, np. w Krakowie, gdzie żacy czynili to już w 1408 roku, aż do ostatnich lat rozpowszechnione było chodzenie z szopką. Oddajmy głos przedwojennemu etnografowi: „Z nastaniem Adwentu, ale przede wszystkim od miedzianej niedzieli (druga niedziela Adwentu), chodziły po wsiach grupy młodych ludzi, czasem nawet mężczyzn i kobiet (Leszkowy), z mniej lub bardziej pięknymi szopkami, oświetlonymi blaskiem świec, śpiewając pieśni adwentowe i kolędy, prosząc o dary. (…) W mieście Gdańsku nie wyrostki ani tym bardziej dorośli, ale zawsze tylko dzieci chodziły z szopkami w górę i w dół po schodach domów. Mnóstwo tych małych śpiewaków, których liczba wydawała się rosnąć proporcjonalnie do kwadratu zbliżania się do Świąt, stało na wszystkich ruchliwych ulicach i placach, śpiewali tak dobrze jak potrafili i bywali często, zwłaszcza gdy zadali sobie trud i ich szopka była wdzięcznie przystrojona, sowicie wynagradzani. Byli wśród nich obdarzeni głosami czystymi jak dzwonki i tacy, którzy piali jak koguty. Jedni włóczyli się z szopkami, których budowa musiała zająć miesiące, podczas gdy źli spekulanci zadowalali się pudełkiem po butach czy mydle, w środku którego mieli umocowany kolorowy druk z parą Rodziców i przyklejone obok dwa ogarki świec.” (H .B. Meyer)

Śmierć z diabłem tańcująca

W 1945 r. franciszkanie wrócili do swojego gdańskiego kościoła – po 490 latach nieobecności. Jeszcze przed usunięciem szkód wojennych w kościele pojawiła się ich specjalność – ruchoma szopka. A jak to wyglądało przed wiekami, niech opowie znowu swoim wdzięcznym językiem ks. Kitowicz: „…gdy te jasełka, rokrocznie w jednakowej postaci wystawiane, jako martwe posągi nie wzniecały w ludziach stygnącej ciekawości, przeto Reformaci, Bernardyni i Franciszkanie dla większego powabu ludu do swoich kościołów, jasełkom przydali ruchawości, między osóbki stojące mięszając chwilami ruszane, które przez szpary w rusztowaniu na ten koniec [w tym celu] zrobione, wytykając na widok braciszkowie zakonni lub inni posługacze klasztorni, rozmaite figle z nimi wyrabiali.” Dalej następuje opis scen, z których nie wszystkie wzbudziłyby dziś nasz entuzjazm. Po jednej krotochwili następowała druga, na przykład: „chłopów pijanych bijących się pałkami, albo szynkarka tańcująca z gachem i potem od diabła razem oboje porwani, albo śmierć z diabłem najprzód tańcująca, a potem się bijący z sobą i w bitwie znikający. To znowu musztrujący się żołnierze, tracze drzewo trący i inne tym podobne akcyje ludzkie do wyrażenia łatwiejsze, które to fraszki dziecinne tak się ludowi prostemu i młodzieży podobały, że kościoły napełnione bywały spektatorem, podnoszącym się na ławki i na ołtarze włażącym; a gdy ta zgraja, tłocząc się i przemykając jedna przed drugą, zbliżyła się ponad metę [granicę] założoną do jasełek, wypadał wtenczas spod rusztowania, na którym stały jasełka, jaki sługa kościelny z batogiem i kropiąc nim żywo bliżej nawinionych, nową czynił reprezentacyją [widowisko], dalszemu spektatorowi daleko śmieszniejszą od akcyj jasełkowych…” W porównaniu z tym nasze dzisiejsze szopki, nawet te z aluzjami politycznymi, wydają się szczytem łagodności.

Andrzej Januszajtis

Haft z Adoracją Dzieciątka na kapie mariackiej z XV w., dziś na wygnaniu w Norymberdze