Jesienne barwy Wołynia

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku gromadzi materiały. Tylko pozornie życie zachodniej Ukrainy, a w niej na Wołyniu, toczy się normalnie. Wystarczy się tylko uważniej przyjrzeć by zauważyć, że wojna na wschodzie tego dużego kraju i tutaj kładzie się cieniem. Patrole służb mundurowych i ochrony instytucji społecznych poruszają się z bronią krótką, a nierzadko i z długą. Na głównych placach miast stoją stanowiska, gdzie każdy może wrzucić pieniądze i zostawić różnorodne dobra materialne mogące służyć pomocą dla walczących o niepodległość wojsk Ukrainy.

I widać, że bardzo wielu pomaga, jak może. Duże szklane skarbonki wypełnione są nierzadko większymi i różnorodnymi w walucie banknotami, a obok leży ciepła odzież, koce i inne potrzebne na froncie dobra.

Przychylność Ukraińców do narodu polskiego

Na tych samych placach stoją ściany fotografii z wizerunkami tych, którzy polegli w obronie niezawisłości i wolności Ukrainy. Takie same miejsca pamięci widać w wielu muzeach i innych obiektach użyteczności publicznej. Często palą się przy nich znicze, a z pobliskich kościołów i cerkwi dobiegają poruszające słowa pieśni i modlitw za Ojczyznę. Od spotykanych ludzi często słyszymy, że młodzież nie może swobodnie wyjeżdżać z kraju. Jest powoływana do wojska, ale też i bardzo często sama zgłasza się do ochotniczych jednostek wojskowych i paramilitarnych.

Wrogiem numer jeden jest tutaj dla naszych rozmówców prezydent Rosji Władimir Putin. On przede wszystkim jest dla wielu Ukraińców ucieleśnieniem zła i problemów, jakie ich dotknęły. To pod jego adresem padają najbardziej obraźliwe epitety i to nie tylko od kibiców podczas transmitowanych meczy piłkarskich, gdy gra reprezentacja Rosji, ale i od zwykłych ludzi. Ileż to emocji w niewybrednych słowach pod jego adresem usłyszeliśmy chociażby od prostego traktorzysty z wołyńskiej wsi, którego dwóch synów walczy na zachodzie Ukrainy i z którymi nie ma on regularnego kontaktu.

Mimo wielu konfliktów w naszej historii i – nie zawsze do końca wyjaśnionych – tragicznych, obfitujących w ofiary, zdarzeń w relacjach polsko – ukraińskich, w wielu momentach naszego październikowego pobytu na Wołyniu widzieliśmy wielką dzisiaj przychylność Ukraińców do narodu polskiego. Widzą i doceniają poparcie Polaków dla ich sprawy. Jeszcze niedawno pewnie nie byłoby możliwe tak szczere w wyznaniu i przebiegu zdarzenie, którego staliśmy się uczestnikami. Oto członek jednej z sotni UPA (jego nazwisko i dowodzącego nią dowódcy nie jest w tym miejscu istotne), z którym przeprowadziliśmy dłuższy wywiad przed kamerą, na zakończenie wstał i powiedział: ,,Była wojna, byliśmy wrogami, minęło ponad siedemdziesiąt lat i teraz jesteśmy przyjaciółmi”. Dobrze już ponad 90 – letni człowiek podszedł do nas i, nieco zaskoczonych, każdego serdecznie uściskał.

I strach miejscowych Polaków po 90 latach

To dobrze, że wiele się zmieniło, ale nie ma co ukrywać, że na inne, trwałe i pozytywne zmiany trzeba czasu, to odczucie widoczne jest wśród miejscowych polskich świadków i ofiar nacjonalizmu ukraińskiego w czasie minionej II wojny światowej. Coraz rzadziej, ale niestety nadal, na skutek utrwalonego w nich strachu, nie chcą wciąż o wszystkim mówić do kamery: ,,Bo powiem, a przyjdą, zarezają, ubiją mnie i rodzinę”. Dopiero, gdy gaśnie kamera, stają się odważniejsi, mówią więcej i szczerzej o tym, co widzieli i czego byli uczestnikami.

Wołyń jest przepiękny, a jesienna, najpiękniejsza paleta barw liści, pogodna aura, tylko dodaje mu uroku. Pisali o nim polscy wieszcze w poematach, widząc krajobraz na żywo trudno się z nimi nie zgodzić. Na Wołyniu trzeba być, by zrozumieć późniejszą tęsknotę za nim i pełne emocji wspomnienia ludzi, którzy tu żyli, a których los zmusił do opuszczenia tego miejsca. Do końca życia pozostanie w naszej pamięci na przykład widok odległego o kilka kilometrów od Łucka zakola rzeki Styr, czy też brzegi i wody największego na Polesiu Wołyńskim jeziora Świtaź.

Przeszłość nadal miesza się tu z teraźniejszością. Wyobraźnia widzi, porosłe niegdyś wysoką trawą, rozległe stepy. Uszy słyszą szum maszerujących po nich wojsk. Oczy szukają borów z wiekowymi bukami i dębami, jakie niegdyś kilku mężczyzn z trudem rękami obejmowało. Takich borów i lasów dzisiaj już tu nie ma, próżno ich dzisiaj wypatrywać…

Na Wołyniu byłem krótko przed kliku laty zimą, nie wszędzie można było wtedy dojechać. Tym bardziej cennym był udział w tegorocznym wyjeździe delegacji Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku w tamte strony. Nie można przecież pokazać konfliktu minionej wojny bez jej zdarzeń na Wołyniu. Otrzymaliśmy wiele zadań, a dnia niejednokrotnie i tak brakowało na ich wypełnienie. Wiele by pisać o tym, jakie efekty przyniosła nasza tygodniowa wizyta na tej ziemi, znajdą odzwierciedlenie w tworzonym Muzeum.

Listopad to ważny miesiąc dla Polaków.1 listopada obchodzimy Wszystkich Świętych, 2 listopada jest Dzień Zaduszny. Nasze myśli, siłą wiary i tradycji, biegną do miejsc spoczynku tych, którzy odeszli, pochowanych na cmentarzach i do nie zachowanych mogił. W Gdańsku mamy bardzo dużą grupę osób pochodzących z przedwojennych Kresów II Rzeczypospolitej.

Wielu z nich pozostaje związanych z Wileńszczyzną, ich przedstawiciele znajdują się m.in. w naszych władzach samorządowych, ale i wśród znamienitych przedstawicieli innych gdańskich środowisk. Nie brakuje wśród Gdańszczan również osób związanych z Wołyniem. Tam ich rodziny pozostawiły swoje przedwojenne domy, a w wielu miejscach spoczywają szczątki doczesne ich krewnych.

We wsiach Zasmyki i Przebrane, w Kowlu, we Włodzimierzu Wołyńskim, w Mielnikach

Podczas wizyty na Wołyniu mieliśmy okazję być w takich miejscach. Przy okazji listopadowych wspomnień o zmarłych warto przywołać przynajmniej niektóre z nich. Odwiedziliśmy dwa polskie cmentarze wojenne w – okrytych zasłużoną sławą polskich ośrodkach samoobrony w czasie drugiej wojny światowej – we wsiach Zasmyki i Przebraże (ostanie obecnie pod zmienioną nazwą – Hajowe (ukr. Гайове).

Piękny stary cmentarz z polskimi mogiłami możemy odwiedzić w Kowlu, wiele nagrobków jest znacznie zniszczonych i wymaga pilnej renowacji. Kontrastuje z nimi, odnowiona już, kwatera polskich mogił żołnierzy poległych na Wołyniu w okresie I wojny światowej. Niedaleko od niej znajduje się kwatera ekshumowanych szczątków doczesnych pomordowanych przez Sowietów więźniów kowelskiego więzienia i pomordowanych przez NKWD żołnierzy polskich w sowieckiej niewoli w latach 1939-1941.

Podobną, jak w Kowlu, kwaterę możemy odwiedzić na cmentarzu we Włodzimierzu Wołyńskim. Kwaterę ekshumowanych szczątków polskich żołnierzy i funkcjonariuszy państwowych pomordowanych w latach 1939-1941 znajdziemy również na cmentarzu w Mielnikach koło Szacka. Trzeba przyznać, że wiele z takich miejsc jest już objętych opieką władz polskich i ukraińskich. Powstają też nowe miejsca, gdzie składa się ekshumowane szczątki polskich ofiar minionej wojny.

Można tylko żałować, że nie wszystko da się uratować. Widzieliśmy chociażby maleńki cmentarz przy byłej Kolonii Ochocin w gminie Torczyn. Jak nam powiedział napotkany Ukrainiec: ,,Jeszcze dziesięć lat temu narożniku cmentarza były widoczne polskie groby”. Dzisiaj czas wyrównał je z ziemią, porosły je trawy, a na cmentarzu zachowało się tylko kilka starych katolickich krzyży bez tabliczek. Podobnie stało się z wieloma innymi przypadkowymi miejscami, gdzie ofiary chowano wojny w pospiechu, a niejednokrotnie i w strachu. W tej samej gminie byliśmy przy krzyżu przydrożnym we wsi Aleksandrówka, według przekazów świadków pochowano pod nim kilku Polaków zamordowanych przez ukraińskich nacjonalistów w drugi dzień Świat Bożego Narodzenia w 1943 r.

Chciałoby się rzec, że Wołyń wieloma polskimi mogiłami stoi. Świadczą one o naszej złożonej, a i tragicznej niejednokrotnie, historii na tych terenach. W listopadowych wspomnieniach o zmarłych warto o Nich pamiętać.

Tekst i zdjęcia Waldemar Kowalski

OLYMPUS DIGITAL CAMERA Historyczny Cmentarz w Kowlu. Kwatera mogił polskich żołnierzy poległych na Wołyniu w okresie I wojny światowej.