Spotkanie z prof. Janem Rogowskim. „Zasłużony w historii Miasta Gdańska”

ng 5. Prof. Jan Rogowski w gabinecie w Gdańsku w 2013 r

Prof. dr hab. n. med. Jan Rogowski w gabinecie w Gdańsku. 2013 r.

GDAŃSK. 20 października 2015 r. w Wielkiej Sali Wety Ratusza Głównego Miasta odbędzie się spotkanie z prof. dr. hab. n. med. Janem Rogowskim, wybitnym specjalistą zajmującym się leczeniem schorzeń i wad układu sercowo-naczyniowego.

FOTOREPORTAŻ ZE SPOTKANIA

Motto życiowe prof. Jana Rogowskiego

Daj w życiu tyle, ile mógłbyś oczekiwać”

20 października 2015 r. o godz. 12.00 w Wielkiej Sali Wety Ratusza Głównego Miasta Gdańska odbędzie się już dziesiąte spotkanie z cyklu „ZASŁUŻONY W HISTORII MIASTA GDAŃSKA”. Gościem honorowym spotkania będzie wybitny polski kardiochirurg, prof. dr hab. n. med. Jan Rogowski.

Gośćmi honorowymi dotychczasowych spotkań byli: Tadeusz Matusiak, prof. Jerzy Młynarczyk, Krystyna Stankiewicz, ś.p. prof. Witold Andruszkiewicz, Halina Winiarska, Stefan Jacek Michalak, ks. inf. Stanisław Bogdanowicz, Grzegorz Pellowski oraz prof. Marianna Sankiewicz-Budzyńska i prof. Gustaw Budzyński.

Przywitanie na przedprożu Dworu Artusa

W trakcie uroczystości prof. dr hab. n. med. Jan Rogowski uhonorowany zostanie medalem przez Prezydenta Miasta Gdańska. Tradycyjnie już o godzinie 11.50, na przedprożu Dworu Artusa, zgromadzą się zaproszeni goście, aby o godz. 12.00 wysłuchać – zagranego na karylionie przez Annę Kasprzycką – „Marszu triumfalnego” z opery „Aida” G. Verdiego. Następnie wszyscy zebrani zostaną uwiecznieniu na pamiątkowym zdjęciu przez fotoreportera „Dziennika Bałtyckiego” – patrona medialnego spotkania, po czym gość honorowy w asyście dwu postaci ubranych w stroje starogdańskie, uda się do Wielkiej Sali Wety Ratusza Głównego Miasta, gdzie tym razem odbędzie się główna uroczystość.

Uczestników powita dyrektor Muzeum Historycznego Miasta Gdańska – Adam Koperkiewicz. Następnie wystąpi prezes Stowarzyszenia „Nasz Gdańsk” doc. dr inż. Andrzej Januszajtis. Główną laudację na cześć gościa honorowego wygłosi prof. dr hab. med. Zdzisław Wajda, emerytowany kierownik Katedry i Kliniki Chirurgii Ogólnej, Gastroenterologicznej i Endokrynologicznej Akademii Medycznej w Gdańsku.

Po laudacji i wręczeniu wyróżnień wystąpi gość honorowy spotkania prof. dr hab. n. med. Jan Rogowski. Następnie, po przygotowanej specjalnie części artystycznej, nasz gość wpisze się do „Księgi Pamiątkowej”, do której będą mogły się również wpisać wszystkie oficjalnie zaproszone na nie osoby.

Stworzył ośrodek transplantacji serca

Prof. dr hab. n. med. Jan Rogowski jest wybitnym specjalistą zajmującym się leczeniem schorzeń i wad układu sercowo-naczyniowego. Od 2002 r. kieruje Kliniką Kardiochirurgii i Chirurgii Naczyniowej, mieszczącą się w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego (do 2009 r. Kliniką Kardiochirurgii Akademii Medycznej w Gdańsku), gdzie kształci się kolejne pokolenie gdańskich kardiochirurgów.

Jan Rogowski urodził się 28 lipca 1955 r. w Mławie. W 1980 r. uzyskał Dyplom Lekarski na Akademii Medycznej w Gdańsku. Przez 5 lat pracował w tczewskim szpitalu, gdzie w 1985 r. uzyskał specjalizację I stopnia z zakresu chirurgii ogólnej. W 1986 r. został asystentem w Klinice Kardiochirurgii Akademii Medycznej w Gdańsku, gdzie zdobył II stopień specjalizacji oraz rozszerzył swój warsztat zawodowy o specjalizację z kardiochirurgii oraz chirurgii naczyniowej. W 1993 r. uzyskał stopień doktora nauk medycznych, a w 2000 r. stopień doktora habilitowanego nauk medycznych. W 2004 r. uzyskał stopień profesora nadzwyczajnego, a w 2010 r. z rąk Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego odebrał nominację profesorską.

Prof. Jan Rogowski posiada bardzo bogaty dorobek naukowy – jest autorem i współautorem 289 prac naukowych, oraz współautorem nowego typu stabilizatorów serca.

Do niewątpliwie największych osiągnięć profesora Rogowskiego należy doprowadzenie do stworzenia w kierowanej przez niego Klinice Kardiochirurgii Akademii Medycznej w Gdańsku ośrodka transplantacji serca – jedynego w północnej Polsce, w którym 29 grudnia 2006 r. przeprowadzono pierwszy taki zabieg.

Za swoją dotychczasową działalność i w uznaniu zasług prof. Rogowski był nominowany do tytułu „Gdańszczanina Roku 2006”. Otrzymał między innymi Złoty Krzyż Zasługi, Medal 50-lecia Akademii Medycznej w Gdańsku, a w  2013 r. Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.

W trakcie przygotowań do październikowej uroczystości dwukrotnie spotkałem się prof. dr. hab. n. med. Janem Rogowskim. W pierwszym z nich (19 sierpnia) uczestniczyła również Jarosława Strugała, członek Zarządu Stowarzyszenia „Nasz Gdańsk” i Zespołu Koordynacyjnego. W drugim spotkaniu (3 września), które odbyło się w siedzibie Stowarzyszenia „Nasz Gdańsk” uczestniczyli również: doc. dr inż. Andrzej Januszajtis, Anna Kuziemska i Jarosława Strugała. Podczas obu tych spotkań mieliśmy okazję przekonać się, jak wybitnym lekarzem a zarazem wspaniałym człowiekiem, jest gość honorowy najbliższego spotkania.

O wspaniałej osobowości profesora Jana Rogowskiego najlepiej świadczą bardzo liczne opinie ludzi, których przywrócił do zdrowia i uratował życie.

W imieniu ich wszystkich i swoim własnym dziękuję.

Rufin Godlewski

ng 4. Prof. Jan Rogowski z rodziną, podczas spotkania z Prezydentem RP Bronisławem Komorowskim po uroczystości wręczenia nominacji profesorskiej w  2010 r

Prof. dr hab. n. med. Jan Rogowski z rodziną: żoną Ewą, córką Magdaleną, synem Maciejem i wnuczką Martyną, podczas spotkania z Prezydentem RP Bronisławem Komorowskim po uroczystości wręczenia nominacji profesorskiej. 2010 r.

ng 2. Spotkanie Klubu Kardiochirurgów Polskich w Warszawie -w 2000 r

Spotkanie członków Klubu Kardiochirurgów Polskich w Warszawie. 2000 r.

ng 1. Zdjęcie wykonane w 1996 r. tuż po przeprowadzonej o-peracji

Prof. dr hab. n. med. Jan Rogowski tuż po przeprowadzonej operacji. 1996 r.

ng 3. Prof. Jan Rogowski w trakcie operacji

Prof. dr hab. n. med. Jan Rogowski w trakcie operacji.

  1. Prof. dr hab. n. med. Jan Rogowski tuż po przeprowadzonej operacji. 1996 r.
  2. Spotkanie członków Klubu Kardiochirurgów Polskich w Warszawie. 2000 r.
  3. Prof. dr hab. n. med. Jan Rogowski w trakcie operacji
  4. Prof. dr hab. n. med. Jan Rogowski z rodziną: żoną Ewą, córką Magdaleną, synem Maciejem i wnuczką Martyną, podczas spotkania z Prezydentem RP Bronisławem Komorowskim po uroczystości wręczenia nominacji profesorskiej. 2010 r.
  5. Prof. dr hab. n. med. Jan Rogowski w gabinecie w Gdańsku. 2013 r.
  6. Fot. arch.

W hołdzie szlachetnym, ofiarnym i niezłomnym

NG Nr.3

GDAŃSK. ,,Obcując z niektórymi osobami człowiek staje się lepszy, dzisiaj mamy okazję wszyscy stać się lepszymi” – powiedział prezes Stowarzyszenia ,,Nasz Gdańsk”, doc. dr inż. Andrzej Januszajtis witając Bohaterów spotkania w cyklu ,,Zasłużeni w historii Miasta Gdańska”: doc. dr inż. Mariannę Sankiewicz – Budzyńską i doc. dr inż. Gustawa Budzyńskiego.

Po spotkaniu z doc. dr inż. Marianną Sankiewicz – Budzyńską i doc. dr. inż. Gustawem Budzyńskim

Miało być uroczyście i tak też było. Już samo przybycie dostojnych bohaterów miało niezwykłą oprawę. Było ciepłe i słoneczne wrześniowe popołudnie. Ostatni pełny dzień astronomicznego lata, 22 października 2015 r. Na zamkniętych dla ruchu samochodowego ul. Długiej i Długim Targu tłumy mieszkańców i turystów. Kilkanaście minut przed godziną dwunastą zaczyna się coś wyjątkowego. Przez Złotą Bramę wjeżdżają dwa samochody. Pierwszy – na sygnałach – Straży Miejskiej, za nim czarny Mercedes.

Tłumy się rozstępują. Stoję w śród zgromadzonych i słyszę czyjeś pytanie: ,,Co to, chyba Obama przyjechał?”

Na karylionie „Marsz Solidarności”

Nie, to nie przyjechał prezydent USA. Dla przypadkowych przechodniów sytuacja staje się jasna, gdy samochody zatrzymują się przy Studni Neptuna. Z czarnego Mercedesa wysiadają nasi bohaterowie: doc. dr inż. Marianna Sankiewicz – Budzyńska i jej mąż, doc. dr inż. Gustaw Budzyński. Powoli idą w kierunku Dworu Artusa. Tu, przed przedprożem, zasiadają w wygodnych fotelach. Za nimi stoi już wcześniej licznie zgromadzona grupa innych uczestników uroczystości.

Rozmowy milkną i na tyle, na ile to możliwe w takim miejscu, zapada cisza. Z wieży Ratusza Głównego poczynają płynąć dźwięki karylionu. Długi Targ wypełnia brzmienie – napisanej w Wielkanoc 1981 r. przez prof. Gustawa Budzyńskiego – pieśni ,,Marsz Solidarności”. Utwór na karylionie Ratusza Głównego Miasta zagrała Anna Kasprzycka, śpiewał „Scherzi Musicali” XIX Liceum Ogólnokształcącego im. Mariana Mokwy pod dyrekcją Darii Polanowskiej, do młodzieży dołącza z werwą autor pieśni. Jego małżonka nie ukrywa wzruszenia i wyciera chusteczką łzy zebrane w kącikach oczu.

Muzyka milknie, a dźwięki i słowa w uszach pozostają. Następuje czas dla fotoreporterów. W kadrach aparatów zapisane zostają postacie zebranych. Wykonując również zdjęcia zauważam przybyłego w trakcie koncertu z innej uroczystości Prezydenta Miasta Gdańska Pawła Adamowicza. Obiecał, że będzie i tak też się stało.

Po preludium na przedprożu zebrani przechodzą do sali Dworu Artusa. Jako ostatni wchodzą z radością na twarzach nasi bohaterowie, prowadzi ich dama w stroju starogdańskim. Wszyscy stoją, biją brawa, a nawet okrzykami wyrażają swoje wyrazy uznania.

Dzisiaj mamy okazję wszyscy stać się lepszymi

Oficjalną część uroczystości otworzył gospodarz obiektu Adam Koperkiewicz – dyrektor Muzeum Historycznego Miasta Gdańska. Po formalnym powitaniu zebranych przekazał głos doc. dr inż. Andrzejowi Januszajtisowi – prezesowi Stowarzyszenia ,,Nasz Gdańsk”. Prezes nawiązał do kilkuletniej już tradycji i idei organizowanych spotkań w cyklu ,,Zasłużeni w historii Miasta Gdańska”. Odniósł się do szczególnych zasług dla wyróżnianych tego dnia – bohaterów czasu wojny i zasłużonych dla rozwoju Gdańska profesorów Politechniki Gdańskiej. Przedstawił ich, jako osoby szlachetne, ofiarne i niezłomne. Rozwijając pewien cytat zakończył swoją wypowiedź słowami: ,,Obcując z niektórymi osobami człowiek staje się lepszy, dzisiaj mamy okazję wszyscy stać się lepszymi”.

Laudacji na cześć głównych postaci uroczystości dokonał prof. dr hab. inż. Andrzej Czyżewski – kierownik Katedry Systemów Multimedialnych Wydziału Elektroniki Telekomunikacji i Informatyki Politechniki Gdańskiej. Wybór laudatora nie był przypadkowy, bo jest to wychowanek i wieloletni współpracownik wyróżnionych. Pełna treść wygłoszonej laudacji znajduje się na innych stronach niniejszego periodyku, można ją również znaleźć na stronach internetowych Politechniki Gdańskiej.

Nie wchodząc w zawiłe losy bohaterów można jedynie poprzeć stwierdzenie laudatora, że mogłyby być z powodzeniem treścią trzymającej w ciągłym napięciu powieści lub filmu. Przed uroczystym momentem wręczenia małżeńskiej parze medali ,,Zasłużonych w historii Miasta Gdańska” Prezydent Miasta Gdańska Paweł Adamowicz podkreślił fakt, że uhonorowani stanowią przykład coraz mniejszej już grupy ludzi z pokolenia urodzonego w II Rzeczypospolitej, które to miało jeszcze możność spotkań z nielicznymi uczestnikami Powstania Styczniowego. Odnosząc się do okresu II wojny światowej stwierdził, że postawiony przed nimi wówczas egzamin zdali z precyzją i bardzo wysoko. Nawiązał też do ich przyszłorocznego jubileuszu 60-lecia pożycia małżeńskiego i już teraz zaprosił na związaną z tym uroczystość do Ratusza Głównego w Gdańsku.

Po medalach Prezydenta Miasta Gdańska kolejne wyróżnienia wręczył Prezes Stowarzyszenia ,,Nasz Gdańsk” doc. dr inż. Andrzej Januszajtis. Wyróżnieni otrzymali dyplomy uznania, złotą odznakę Stowarzyszenia i honorowe legitymacje jego członków.

Mieszkanie Bohaterów – studencką bursą

Na prośbę wyróżnionej prof. Marianny Sankiewicz – Budzyńskiej przygotowane przez nią pisemne wystąpienie przedstawiła reprezentująca Politechnikę Gdańską prof. dr hab. inż. Bożena Kostek. W zaprezentowanej treści znalazły się niezmiernie interesujące wspomnienia i refleksje na temat wniesionej przez ich małżeństwo pomocy w kształceniu się na Politechnice Gdańskiej lokalnej młodzieży, w tym z kaszubskich wsi. Wraz z mężem włożyli w to wiele wysiłku, a ich dom pełnił niejednokrotnie rolę studenckiej bursy, gdzie nie tylko dniami, ale i miesiącami mieszkali i uczyli się w jednym z pokojów przygotowujący się do studiów maturzyści lub już je rozpoczynający studenci. Bez tej pomocy w wielu wypadkach nie byłoby to dla wielu z nich możliwe. Przedstawione fakty stanowiły interesujące uzupełnienie dla wcześniej zaprezentowanej laudacji i odkrywały mało znane lub też już wręcz zapomniane fakty z historii Politechniki Gdańskiej.

W imieniu nieobecnego z przyczyn formalnych rektora Politechniki Gdańskiej głos zabrał były wieloletni rektor tej uczelni, senator prof. dr hab. inż. Edmund Wittbrodt. Wręczenie okolicznościowych medali za zasługi dla uczelni poprzedził słowami, że Politechnika jest dumna z uhonorowanych, a oni sami stanowią wzór do naśladowania przez jej studentów. Po tym nastąpiło odczytanie listu gratulacyjnego mgr inż. Ryszarda Trykosko – przewodniczącego Stowarzyszenia Absolwentów Politechniki Gdańskiej.

Na prośbę prof. Gustawa Budzyńskiego wystąpił ponownie prof. dr hab. inż. Andrzej Czyżewski, który zaprezentował fragmenty spisanego przez wyróżnionego dokumentu ,,Związki mojej rodziny z Gdańskiem”. Dokument zawiera przesłanie dla gdańskich historyków i jest ważnym uzupełnieniem do informacji zawartych we wcześniejszej laudacji, zapowiedziano jego publikację.

Kolejny medal wręczył prowadzący uroczystość Adam Koperkiewicz. W imieniu kierowanego przez niego Muzeum Historycznego Miasta Gdańska przekazał okolicznościowe medale Jana Heweliusza.

Po wystąpieniach i wpisach do księgi pamiątkowej nadszedł czas na koncert w wykonaniu chóru „Scherzi Musicali” z XIX LO im. Mariana Mokwy w Gdańsku pod dyrekcją Darii Polanowskiej. Zdając relację z tej uroczystości nie wypada wręcz nie podkreślić faktu licznie przybyłej na nią młodzieży szkolnej. Wśród niej byli, wraz ze swoimi nauczycielami, uczniowie III LO im. Bohaterów Westerplatte, wspomnianego już XIX LO im. Mariana Mokwy, a także XX LO im. Zbigniewa Herberta.

Wyróżnieni długo jeszcze odbierali gratulacje, kwiaty i upominki, były też kolejne pamiątkowe zdjęcia grupowe, no i nie zbrakło toastu na cześć Bohaterów. Bez wątpienia spotkanie wpisało się na długo w pamięć wszystkich jego uczestników.

Tekst i zdjęcia: Waldemar Kowalski

NG Nr.2 NG Nr.1 NG Nr.11 a NG Nr.11 NG Nr.10 NG Nr.9 NG Nr.8 NG Nr.7 NG Nr.6 NG Nr.5 NG Nr.4

Odszedł prof. Jerzy Szymański – legenda Opery Bałtyckiej

szymanski Jerzy Szymański w roli Mefisto

GDAŃSK. 4 lipca 2015 r. zmarł w Gdańsku  śp. prof. Jerzy Szymański, jeden z najwybitniejszych polskich śpiewaków operowych II połowy XX wieku. Należał do grona najwspanialszych legend Opery Bałtyckiej w Gdańsku. Laureat międzynarodowych konkursów wokalnych w Moskwie, Genewie i ’s-Hertogenbosch.

Ponad 20 lat związany był pracą pedagogiczną w Akademii Muzycznej im. Stanisława Moniuszki w Gdańsku. Następnie pracował w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy.

Prof. Jerzy Szymański urodził się 9 marca 1927 r. w Toruniu w rodzinie o bogatych tradycjach muzycznych. Naukę gry na fortepianie rozpoczął jako dziecko, jego edukację przerwała wojna. Po wojnie, z uwagi na trudną sytuację, nie mógł kontynuować nauki gry na fortepianie. By nie tracić kontaktu z muzyką, zapisał się do chóru kościelnego w Toruniu. W 1946 roku rozpoczął naukę w klasie śpiewu solowego prof. Konstancji Święcickiej w średniej szkole muzycznej w Toruniu. Równolegle współpracował z bardzo popularnym w tamtym czasie Zespołem Radiowym Pomorskiej Rozgłośni Polskiego Radia w Toruniu, znanym pod nazwą Kwartet Zenona Jarugi.

Po jednym z koncertów zaprosił go do Gdańska Zygmunt Latoszewski, jeden z inicjatorów Studia Operowego na Wybrzeżu i Opery Bałtyckiej w Gdańsku. W 1949 roku kontynuował naukę w klasie śpiewu solowego prof. Kazimierza Czekotowskiego w Średniej Szkole Muzycznej, którą ukończył w 1953 roku. Od 1 października 1949 roku był solistą Opery Bałtyckiej. Od 1953 roku śpiewał w popularnej Gdańskiej Czwórce Radiowej – z w Rozgłośni Polskiego Radia w Gdańsku.

Prof. Jerzy Szymański wykształcił grono znanych i wybitnych śpiewaków, do których należą: Józef Figas, Wojciech Lewandowski, Andrzej Kosecki, Jerzy Mechliński, Piotr Kusiewicz, Piotr Kubowicz. W swoim repertuarze posiadał 45 partii operowych, zdobył ogromne uznanie zwłąszcza jako: Zbigniew w Strasznym dworze i Stolnik w Halce Stanisława Moniuszki, Gremin w Eugeniuszu Onieginie Piotra Czajkowskiego, Don Basilio w Cyruliku sewilskim Giacomo Rossiniego, Falstaff w Wesołych kumoszkach z Windsoru Otto Nicolai’a, a przede wszystkim jako Mefisto w Fauście Charlesa Gounoda oraz tytułowy Borys Godunow Modesta Musorgskiego.

Za działalność operową i pedagogiczną otrzymał liczne odznaczenia i nagrody, m.in.: Złoty Krzyż Zasługi, Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, Odznakę Zasłużony Działacz Kultury, Nagrodę Muzyczną Miasta Gdańsk, Nagrodę Ministra Kultury i Sztuki, Nagrody Rektorskie Akademii Muzycznych w Gdańsku i Bydgoszczy.

Msza św. żałobna, odprawiona zostanie 17 lipca 2015 r., o godz. 8:30 w Bazylice Katedralnej w Gdańsku-Oliwie.

Pogrzeb odbędzie się tego samego dnia o godz. 10:30 na Cmentarzu Oliwskim.

RODZINIE SKŁADAMY WYRAZY WSPÓŁCZUCIA

 

szymanski SKMBT_C25015071011140_0001 szymanski J Szymański w roli króla Filipa szymanski SKMBT_C25015071011140_0002


 

Ostatnie pożegnanie inż. arch. Tadeusza Stasińskiego–Rogena

Stasinski Tadeusz Fot_Janusz_Wikowski sm DSC05933

Tadeusz Stasiński – Rogen. Fot. Janusz Wikowski

GDAŃSK. Zmarł inż. arch. Tadeusz Stasiński – Rogen, architekt i artysta malarz, członek Stowarzyszenia „Nasz Gdańsk”. Żegnali go ze sztandarem Stowarzyszenia, który zaprojektował, Przyjaciele, Koledzy ze Stowarzyszenia „Nasz Gdańsk”.

Z głębokim żalem przyjęliśmy wiadomość, że dnia 26 czerwca 2015 roku zmarł nagle nasz serdeczny Kolega inż. arch. Tadeusz Stasiński – Rogen, architekt i artysta malarz, członek Stowarzyszenia „Nasz Gdańsk”.

Ukończył Wydział Architektury Politechniki Gdańskiej oraz Państwową Wyższą Szkołę Sztuk Plastycznych w Gdańsku. Miał na swoim koncie projekty ciekawych obiektów architektonicznych zrealizowanych w Polsce i za granicą. Jego twórczość plastyczna w technice pasteli, akwareli i oleju, niezwykle barwna, nasycona zróżnicowanymi emocjami, była pokłosiem licznych podróży do w Afryki, Hiszpanii, Portugalii, Włoch, Turcji, Francji, Grecji, Ameryce Północnej oraz w Niemczech.

18 lipca 2013 roku oglądaliśmy jego ostatnią wystawę obrazów w siedzibie Naczelnej Organizacji Technicznej przy ulicy Rajskiej w Gdańsku. Był autorem projektu sztandaru Stowarzyszenia „Nasz Gdańsk”. Pogodny na co dzień, życzliwy dla wszystkich. Do ostatnich chwil życia uczestniczył w życiu kulturalnym i społecznym Gdańska, spotykaliśmy Go na wernisażach, premierach, debatach.

Rodzinie i Bliskim serdeczne wyrazy współczucia składają

Zarząd, członkowie i sympatycy Stowarzyszenia „Nasz Gdańsk”.

* *

msza sp_Stasinski sm

Fot. Wacław Janocki

2 lipca 2015 r. o godz. 18.80 w kościele św. Katarzyny w Gdańsku odprawiona została – w obecności pocztu sztandarowego Stowarzyszenia „Nasz Gdańsk” – uroczysta pożegnalna msza święta w intencji śp. inż. arch. Tadeusza Stasińskiego – Rogena. Uczestniczyła Rodzina i przyjaciele Zmarłego, wśród których obecni byli działacze Stowarzyszenia „Nasz Gdańsk”, Naczelnej Organizacji Technicznej, Gdańskiego Towarzystwa Przyjaciół Sztuki, Towarzystwa Polska – Niemcy, architekci, artyści plastycy, sąsiedzi. Mszę św. odprawił przeor ojców karmelitów ks. Tadeusz Popiela.

Prezes Stowarzyszenia doc. dr inż. Andrzej Januszajtis, mówiąc o zasługach śp. inż. arch. Tadeusza Stasińskiego podkreślił, iż łączył w sobie architekta i artysty malarza. Zwrócił szczególną uwagę w Jego wkład w tworzenie pięknego sztandaru ufundowanego z okazji 20-lecia działalności Stowarzyszenia. Jarosława Strugałowa, członek Zarządu Stowarzyszenia „Nasz Gdańsk”, odmówiła Modlitwę wiernych za wszystkich zmarłych członków i przyjaciół Stowarzyszenia.

* * *

msza sp stasinki 2sm

Fot. Wacław Janocki

Wystąpienie prezesa Stowarzyszenia „Nasz Gdańsk” doc. dr inż. Andrzeja Januszajtisa podczas mszy św. za spokój duszy Tadeusza Stasińskiego, 2. VII. 2015 r. (fragment)

Mówię o sztandarze, bo wiem, że p. Tadeusz Stasiński – autor jego projektu – był z niego dumny i czasem odczuwał żal, że za mało podkreślaliśmy jego wkład w to piękne dzieło.

Powinno to być dla nas nauką. Nie wahajmy się chwalić tych, którzy na to zasługują, bo nigdy nie wiadomo, kiedy odejdą. Jesteśmy tylko na krótko gośćmi na tej ziemi. Na jednej z kamieniczek ul. Piwnej był napis, niestety nie odtworzony:

„Budujemy twierdze i domy

tu, gdzie nasz pobyt znikomy,

a tam, gdzie wiecznie będziemy,

nie budujemy.”

Budujmy zatem, nie tylko tu na ziemi, ale także dla naszego przyszłego, wiecznego miejsca pobytu.

Nagłe i niespodziewane odejście kogoś bliskiego jest zawsze tragedią, z której trudno się podźwignąć. Nadzieję można znaleźć w wielu miejscach. W tym kościele pokazuje ją inskrypcja na epitafium Johanna Mochingera. Pod wyobrażeniem słońca, które jest tu symbolem Chrystusa, czytamy: „Hoc Sole renascar” – w tym Słońcu się odrodzę.

Andrzej Januszajtis

Zdjęcia archiwalne inż. arch. Tadeusza Stasińskiego – Rogena- ze zbiorów Janusza WikowskiegoSONY DSC SONY DSC Stasinski kadrDSC00001 Stasinski Tadeusz fot_J_WikowskiDSC06261 Stasinski Tadeusz Fot__J_Wikowski sm DSC05859 Stasinski T_Katarzyna Korczak Fot_J_Wikowski sm DSC05929 14 NG wernisaz  Fot_J_Wikowski DSC05812 8 NG wernisaz  Fot_J_Wikowski  DSC05863 12 NG wernisaz  Obrazy Stasinskiego Fot_J_Wikowski DSC05774 2 NG wernisaz  Stasinskiego Fot_J_Wikowski DSC05921 1c NG wernisaz  Fot_J_Wikowski DSC05858

Zmarł inż. arch. Tadeusz Stasiński – Rogen

16 NG wernisaz Stasinskiego Fot_J_Wikowski 1 DSC05934

Inż. arch. Tadeusz Stasiński – Rogen przy swoim obrazie. Fot. Janusz Wikowski

Odszedł do Pana śp. inż. arch. Tadeusz Stasiński – Rogen – członek Stowarzyszenia „Nasz Gdańsk”.

Z głębokim żalem przyjęliśmy wiadomość, że dnia 26 czerwca 2015 r. zmarł nagle nasz serdeczny Kolega inż. arch. Tadeusz Stasiński – Rogen, architekt i artysta malarz, członek Stowarzyszenia „Nasz Gdańsk”.

Ukończył Wydział Architektury Politechniki Gdańskiej oraz Państwową Wyższą Szkołę Sztuk Plastycznych w Gdańsku. Miał na swoim koncie projekty ciekawych obiektów architektonicznych zrealizowanych w Polsce i za granicą. Jego twórczość plastyczna w technice pasteli, akwareli i oleju, niezwykle barwna, nasycona zróżnicowanymi emocjami, była pokłosiem licznych podróży do w Afryki, Hiszpanii, Portugalii, Włoch, Turcji, Francji, Grecji, Ameryce Północnej oraz w Niemczech.

W maju 2014 r. oglądaliśmy w siedzibie Naczelnej Organizacji Technicznej przy ulicy Rajskiej w Gdańsku jego ostatnią wystawę obrazów. Był autorem projektu sztandaru Stowarzyszenia „Nasz Gdańsk”.

Pogodny na co dzień, życzliwy dla wszystkich. Do ostatnich chwil życia uczestniczył w życiu kulturalnym i społecznym Gdańska, spotykaliśmy Go na wernisażach, premierach, debatach.

Pożegnalna msza święta odbędzie się w czwartek, 2 lipca 2015 r., o godz. 18.30 w kościele św. Katarzyny w Gdańsku.

Rodzinie i Bliskim serdeczne wyrazy współczucia

składają

Zarząd, członkowie i sympatycy Stowarzyszenia „Nasz Gdańsk”.

1c NG wernisaz  Fot_J_Wikowski DSC05858

Tadeusz Stasiński (po prawej) i prof. Andrzej Januszajtis. Fot. Janusz Wikowski

Stasinski Fot_J_Wikowski-DSC07677

Tadeusz Stasiński (po lewej) ze Stanisławem Michelem. Fot. Janusz Wikowski

Stasiński Tadeusz Fot_J_Wikowski DSC05858

Tadeusz Stasiński, Fot. Janusz Wikowski

12 NG wernisaz  Obrazy Stasinskiego Fot_J_Wikowski DSC05774

Obrazy autorstwa Tadeusza Stasińskiego. Fot. Janusz Wikowski

2 NG wernisaz  Stasinskiego Fot_J_Wikowski DSC05921

Wernisaż w gdańskim NOT Tadeusza Stasińskiego. Fot. Janusz Wikowski

14 NG wernisaz  Fot_J_Wikowski DSC05812 8 NG wernisaz  Fot_J_Wikowski  DSC05863

Pozytywna energia

pelIowski sm MG_0004

Fot. M. Zarzecki

Rozmowa z Gerzegorzem Pellowskim, współwłaścicielem Piekarni – Cukierni „Pellowski”, rodzinnej firmy rzemieślniczej działającej od 1922 roku, członkiem Cechu Piekarzy i Cukierników w Gdańsku, członkiem Zarządu Pomorskiej Izby Rzemieślniczej Małych i Średnich Przedsiębiorstw, uhonorowanym Medalem Mściwoja II w 2009 roku i Szablą Kilińskiego w 2014 r.

– Trzyma pan linię.

– Intensywnie jeżdżę na rowerze. Gdy byłem młodszy dużo biegałem, jeździłem konno i na motorze, to mi dawało ogromną satysfakcję. Przestałem, jak się ożeniłem, doszły obowiązki, małe dzieci, żona bardzo dobrze gotuje i wtedy zacząłem poważnie przybierać na wadze. Jak to się mówi, po trzydziestce zaczynają lecieć obwody i tak było ze mną. Ważyłem 90 kilogramów, kołnierzyki nr 42, spodnie mi się przecierały na udach i to się odbiło negatywnie na zdrowiu, miałem złe wyniki, fatalnie się czułem. Do tego piwko, papierosy, czego się teraz bardzo wstydzę, odrzuca mnie od dymu. Z dnia na dzień: zastosowałem się do zaleceń lekarza, przestałem palić, prawidłowo się odżywiałem. Zjechałem 20 kilogramów, od tego czasu ważę równo 70, katalogowo. Jazda na rowerze wyczynowym w terenie wciągnęła mnie, to jest sport, przy uprawianiu którego dużo się dzieje, a ja to bardzo lubię. Uczestniczę w różnego rodzaju kolarskich zawodach, w których startują zarówno zawodowcy, jak i amatorzy. I tak to trwa.

– Sport daje panu kondycję i zdrowie.

– Świetnie się czuję i to jest dla mnie siła napędowa do pracy. Jestem pełen pozytywnej energii. Bardzo jest ważne, żeby – oprócz pracy – mieć pasję.

– Pieczywo sprzedawane w dużych sklepach, tanie, nie znaczy dobre, cieszy się powszechnym popytem.

– Przez ostatnich 20 lat bardzo dużo się w branży piekarniczej działo, następuje ogromna komasacja, piekarstwo tradycyjne, stare technologie, receptury, znikają. Zaczyna być to wypierane przez produkty piekarsko pochodne. Konsument, kupując towar, kompletnie nie myśli o żołądku, żyje chwilą, cieszy się dobrą ceną i nieźle wyglądającym produktem. Przez lata obserwuję i widzę, że zaczyna nam rosnąć pokolenie, które nie rozumie smaku. Mamy dzisiaj na rynku bardzo dużo słodyczy, ale ja uwielbiam to, czym zajadałem się w dzieciństwie. W wieku kilkunastu lat chodziłem na Halę Targową do pani Ady i brałem, na „krechę”, tata potem płacił, „Prince Polo”, ich smak mam w pamięci do dzisiaj. Podobnie miłe wspomnienia wywołują we mnie:: „Michałki”, „Ptasie mleczko”, „Torciki Wedlowskie”. Jak ktoś u nas w firmie ma imieniny, kupujemy mu w prezencie coś z tego, bo to nasze smaki, polskie produkty. Teraz dzieci żyją globalnie i jedzą na przykład „Milkę”, a mnie szlak trafia, bo produkty „E. Wedla” są o wiele lepsze.

– Za bardzo pędzimy?

– Tempo życia jest tak duże, że mamy coraz mniej czasu na szukanie, tylko idziemy do marketu raz, dwa razy w tygodniu, robimy zakupy na cały tydzień, często nie zastanawiamy się co kupujemy. Mnie się wydaje, że ginie w nas celebracja zakupów. Ale widzę grupę ludzi dobrze wykształconych, są to: profesorowie medycyny, sędziowie, mecenasi, którzy z rodzinami, w sobotę rano, przyjeżdżają do Śródmieścia. Kupują produkty dobre, świeże, u swoich stałych dostawców. Idą do piekarza po pieczywo, potem na Halę Targową po warzywa, owoce, kalafiory im wystają z siatek i schodzą na dół po mięso, wędliny. Potem przyjdą do mnie na kawę, usiądziemy, porozmawiamy. Oni ogromną wagę przywiązują do zakupów, sięgają po produkty najmniej przetworzone i wiedzą, jak zdrowo się odżywiać. Według mojej oceny, liczba tych osób się powiększa.

– Lista członków Cechu Piekarzy i Cukierników w Gdańsku kurczy się.

– To jest bardzo smutne. Przed transformacją w Cechu było około stu członków, dziś jest nas czterdziestu jeden. Na przestrzeni dwudziestu pięciu lat walki o przetrwanie, w pogoni za zyskiem, przy cięciu kosztów, niestety, te zakłady, które nie inwestują, nie posuwają się do przodu, nie wytrzymują. To jest proces, który zachodzi w całej Europie, komasacja produkcji przesuwa się w stronę ogromnych zakładów przemysłowych. Powodów tego zjawiska jest bardzo dużo, jednym z nich jest brak następców.

– Pana piekarnia była jedyna na Podwalu Staromiejskim, teraz co drugi sklep na tej ulicy handluje pieczywem.

– Piekarń produkujących ubywa. Sklepów tej branży jest coraz więcej, ale one pojawiają się i znikają. Za komuny o tym, co i gdzie można sprzedawać, decydował urzędnik, to nie było dobre. Teraz wybiera konsument, jeśli towar jest dobry, kupi, jak nie, nie kupi. Najlepszym sprawdzianem jest rynek.

– Pojawiła się moda na pieczenie chleba w domach.

– Powiem na przykładzie pani architekt, która dla nas projektuje. Zwróciła się do mnie: „Panie Pellowski, dałby mi pan trochę kwasu chlebowego.” Spytałem:„A po co to pani?” A ona się zwierzyła, że próbowała piec chleb w domu, ale rodzina się z niej śmiała, że wyszły cegły. Mówię: „Pani Olgo, nie lepiej kupić?” A ona: „Nie, moja babcia piekła chleb, moja mama piekła chleb i ja też będę piekła chleb.” I krótko ją przeszkoliłem jak sprawić, żeby chleb był pulchny, bo kwas chlebowy nie uratuje wyrobu, jeżeli nie będą przestrzegane pewne zasady. I ona dwa razy do roku, na święta, piecze chleb.

– Zagrożenie dla piekarzy?

– Wprost przeciwnie, uważam to za zjawisko pozytywne i wychodzę temu naprzeciw. W nowym kompleksie, jaki wybudowałem na Olszynce, otwarcie przewiduję wiosną 2015 roku, przy kawiarni będzie działać mała piekarenka. W kuchni wybudowaliśmy kaflowy piec chlebowy, tak zwany piersiowy, opalany drewnem, w którym wypiekać będziemy chleb i bułki. Chleb – na oczach klientów kawiarni – będzie garował na deskach i trafi do pieca. Urządzenia udostępnimy od czasu do czasu uczestnikom ogólnodostępnych warsztatów pod nazwą: „Każda mama piecze sama”. Pierwszy termin szkolenia – przed przyszłoroczną Wielkanocą, serdecznie zapraszam.

W innej sali ustawiamy – wykonywane na nasze zamówienie – urządzenia, które niegdyś używano w piekarniach, jako eksponaty. Są wśród nich kopie tak zwanych bajt – drewnianych stołów z półokrągłą dzieżą – do wykonywania różnych czynności manualnych. Na bajtach ciasto się werkowało, to znaczy toczyło z niego kule, następnie lęgowało, czyli wydłużało i formowało bochenki. W tymże stole, wewnątrz, wyrabiano ręcznie kwas chlebowy. Powiesiłem w tym pomieszczeniu obraz, namalowany przez zaprzyjaźnionego artystę, przedstawiający naszą rodzinę w strojach starogdańskich nad brzegiem Motławy, nieopodal Żurawia.

– Wraz z zamykaniem małych, nierentownych piekarń rzemieślniczych, znikają stare maszyny.

– Pomysł na rozwiązanie problemu mam prosty. W obiektach na Olszynce przewidziałem miejsce i na zabytki. Tworzymy Izbę Pamięci Piekarstwa. Jest tam już maszyna polskiej produkcji, w której się miesiło ciasto, tak zwana miesiarka, kupił ją tata w 1968 roku, gdy nasza piekarnia, wcześniej przez państwo odebrana, ogołocona z urządzeń, wróciła do rodziny. Umieściliśmy tam także druciane kosze do pieczywa, służące nam w czasie strajków sierpniowych w latach 80. do przewożenia chleba dla robotników do Stoczni Gdańskiej im. Lenina. Na początku lat 90. właścicielka cukierni „Warszawianka” przy ulicy Łagiewniki w Gdańsku, odchodząc na emeryturę, zadzwoniła do mnie, pytając, czy nie kupiłbym od niej maszyny do lodów. Jak mi powiedziała, że rezygnuje, kupiłem od niej całą cukiernię. W lokalu uruchomiliśmy sklep. Było tam też bardzo ciekawe urządzenie do mieszania ciasta z okresu międzywojennego, które poddaliśmy renowacji i ustawiliśmy jako eksponat. Kolekcja się powiększa.

– Co to za relikty przeszłości zawiera stojąca w hallu gablota?

– Są to przedmioty wykopane w trakcie budowy obiektu. A trzeba wiedzieć, że w tym miejscu na Olszynce w latach 20. było bajoro i wysypywano do niego popiół i śmiecie ze Śródmieścia. Odnaleźliśmy i wyeksponowaliśmy różne drobne, ładne, przedmioty – buteleczki od perfum, lekarstw, płynów do dezynfekcji ust oraz przypraw do zup, kapsle i zamknięcia do butelek, foremki do pierników, klucze, reklamy, kałamarze, łyżki, sygnet, orzeł polski z czapki wojskowej i in. Są też znaczki: niemiecki ze swastyką jakiegoś klubu sportowego, mosiężny klubu kajakarskiego, pocztowy z trąbką i herbem Gdańska. Cennym znaleziskiem jest reklama istniejącej do dziś, niemieckiej firmy ubezpieczeniowej, Iduna Germania, którą założyli rzemieślnicy. Wykopalisk jest znacznie więcej, wyeksponowaliśmy najciekawsze.

– Tak dużego i nowoczesnego kombinatu, jaki tworzy pan na Olszynce, nie ma na Wybrzeżu.

– Przenosimy do nowej siedziby całą produkcję. Już teraz działają tu biura. I pokój dla gości, który wyposażyłem w dzieła sztuki, rodzinne zdjęcia i pamiątki. Ten obraz olejny, z widokiem Gdańska, z gabinetu księdza prałata Henryka Jankowskiego, dostaliśmy od jego rodziny w dowód wdzięczności po odsłonięciu pomnika przed Bazyliką św. Brygidy. Dedykacja brzmi: „Kochanym przyjaciołom, Katarzynie i Grzegorzowi Pellowskim, składamy serdeczne podziękowania za okazane serce, zrozumienie, za wieloletnią pomoc, wsparcie fizyczne, psychiczne oraz materialne naszemu nieodżałowanemu Bratu, Wujkowi, Szwagrowi, księdzu prałatowi Henrykowi Jankowskiemu”. Umieściłem tu, przyznany mi w 2009 roku Medal Księcia Mściwoja II „za rozwijanie i upowszechnianie najpiękniejszych tradycji dawnego gdańskiego piekarnictwa oraz bezinteresowne zaangażowanie w sprawie edukacji młodzieży”. Na ścianie wisi moja karykatura narysowana przez Mariana Kołodzieja, którą wykupiłem na aukcji charytatywnej. Jest Szabla im Jana Kilińskiego, najwyższa rzemieślnicza Odznaka Honorowa za zasługi dla rzemiosła, którą w ostatnim czasie otrzymałem.

– Pana firma rodzinna jest odbiciem dziejów polskiego piekarstwa, wpisanych w historię Polski.

– Przetrwanie nie było łatwe, często okupione i zdrowiem i życiem. W pod koniec lat 40. władze komunistyczne gnębiły ojca, tak, jak i innych rzemieślników, coraz większymi dopłatami do podatków, tak zwanymi domiarami i kontrolami, urzędnikom towarzyszyli milicjanci z karabinami, którzy na czas „pracy” zakuwali tatę w kajdanki. Ojciec postanowił uciec z Polski do Szwecji, w 1949 roku, wraz z pięcioma kolegami, ukrył się na barce z węglem. Na Zatoce Gdańskiej barkę zatrzymał okręt patrolowy Wojsk Ochrony Pogranicza, uciekinierów przewieziono do aresztu śledczego Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa w Gdańsku przy ul. Kurkowej, do więzienia przy ul. Okopowej w Gdańsku, następnie do więzienia Urzędu Bezpieczeństwa w Starogardzie Gdańskim. Wszyscy, w tym ojciec, podczas śledztwa, torturowani, jednego z towarzyszy ucieczki zakatowano na śmierć.

Tata mój spędził dwa lata w więzieniu i na robotach, mógł nie wrócić. W 2007 roku zadzwonił do mnie prokurator i zapytał, czy Józef Pellowski to był mój tata. Potwierdziłem, wezwano mnie, jako świadka, do prokuratury Instytutu Pamięci Narodowej w Gdyni. Dowiedziałem się, że rodzina zamordowanego kolegi ojca z barki, której ujawniono akta sprawy ucieczki, natrafiła na nasze nazwisko. Odnaleziono oprawcę, Kazimierza W., miał wtedy 85 lat, mieszkał w Świnoujściu, nie stawił się na rozprawę, przesłuchiwany na miejscu, twierdził, że niczego nie pamięta. Ja się w na tej rozprawie popłakałem. Pytano mnie, co tata opowiadał na temat swojego pobytu w więzieniu, jak był przesłuchiwany i torturowany. Relacjonowałem i przeżywałem wszystko od nowa.

– Państwo Pellowscy działają na rzecz miasta.

– Bycie piekarzem w trzecim pokoleniu zobowiązuje, żeby, oprócz pieczenia chleba, robić coś więcej. Prowadzimy z żoną i całą rodziną różnego rodzaju akcje pomocowe. Wspieramy na stałe swoimi wyrobam iDom Pomocy Społecznej Sióstr Pallotynek w Sobieszewie, jeździ tam żona z córką. Angażujemy się w mniejsze pomocowe przedsięwzięcia. Sporo czasu poświęcam samemu rzemiosłu. Udało nam się, wspólnie z kolegami, uruchomić pierwszą w Polsce szkołę rzemieślniczą – Pomorskie Szkoły Rzemiosł – przy ulicy Sobieskiego w Gdańsku – Wrzeszczu. To jest ogromny sukces. Szkoły rzemieślnicze wcześniej działały, ale, po utworzeniu gimnazjów i liceów zawodowych, władze oświatowe odeszły od typowego kształcenia zawodowego. Ten duży błąd natychmiast wyłapaliśmy i poszliśmy własną drogą. Obecnie w województwie pomorskim mamy dwie takie szkoły, druga jest w Wejherowie, bardzo dobrze prowadzona przez miejscowy Cech Rzemiosł Różnych. Jestem członkiem Zarządu Pomorskiej Izby Rzemieślniczej Małych i Średnich Przedsiębiorstw, więc mam wpływ na to, co się dzieje w województwie. Wchodzę też w skład Zarządu Związku Rzemiosła Polskiego, którego siedziba mieści się w pałacu naprzeciwko ministerstwa zdrowia przy ulicy Miodowej w Warszawie. Jesteśmy jedyną organizacją pracodawców w Polsce tak dobrze zorganizowaną, podstawowy szczebel znajduje się w mieście, potem izba, następnie związek w Warszawie, bardzo mocna struktura. Skalę odda to, że jako rzemiosło, należymy do komisji trójstronnej przy premierze.

– Szczególny wkład ma pana rodzina w budowę pomnika księdza prałata Henryka Jankowskiego.

– Byłem inicjatorem przedsięwzięcia z racji tego, że w pewnym okresie była to osoba w Gdańsku bardzo znacząca. Ksiądz prałat był filarem całej naszej Solidarności, ogromnie wspierał ją w momentach krytycznych poprzez msze, spowiedź, organizowanie pomocy dla strajkujących robotników, podnosił na duchu i dzięki temu ruch wolnościowy przetrwał. Lech Wałęsa mówił wielokrotnie, że bez księdza prałata nie byłoby Solidarności i nie byłoby też Lecha Wałęsy. Ja z tatą codziennie rozmawialiśmy, słuchaliśmy Wolnej Europy, kiedy mówiło się o wkroczeniu wojsk radzieckich, o tym nie wolno zapominać, zdawałem sobie sprawę z zagrożenia. Tata zmarł w 1989 roku, zabrakło mi jego wsparcia w momencie transformacji. Trzymałem się blisko księdza prałata, bo tam była informacja z pierwszej ręki, obiektywna, ona mnie podtrzymywała, będąc blisko księdza, miałem poczucie komfortu, że wiem, co się naprawdę w Polsce dzieje.

Ksiądz w ostatnim okresie swojego życia i po śmierci, był marginalizowany przez polityków, władze. Zaproponowałem prezydentowi Pawłowi Adamowiczowi żeby na Skwerze im. ks. prałata Henryka Jankowskiego postawić pomnik kapelana Solidarności. Pomysł spotkał się z wielką aprobatą, zawiązaliśmy społeczny komitet, zebraliśmy pieniądze i wspólnym wysiłkiem przedsięwzięcie zrealizowaliśmy. O tym, że był to dobry pomysł świadczy fakt, że przy pomniku codziennie stoją świeże kwiaty. Ksiądz cały czas żyje w pamięci mieszkańców.

– Ufundował pan dzwon do karylionu na wieży Ratusza Głównego Miasta poświęcony pana ojcu, Józefowi Pellowskiemu.

– Możliwość, żeby mieć własny dzwon, zdarza się raz na pięćset lat, nie skorzystać z takiej okazji byłoby niewybaczalnym błędem. Osoby, które stać na finansowy wkład, powinny brać udział w tego typu inicjatywach, dzięki którym miasto staje się ciekawsze. Jako rzemieślnicy w Bazylice Mariackiej, po lewej stronie Ołtarza Głównego, mamy swoje piękne, pozłacane, epitafium, sfinansowaliśmy też Drogę Królewską w tej świątyni, ufundowałem jedną ze stacji.

Katarzyna Korczak

 

 

 

95. urodziny Brunona Zwarry

zwarra sm @z7

Na 95. urodziny Bronona Zwarry przybyli liczni goście. Fot. Wojtek Ostrowski

GDAŃSK. Brunon Zwarra jest cenionym autorem książek o Gdańsku: autobiograficznych Wspomnień gdańskiego bówki w pięciu tomach, czterotomowej powieści historycznej Gdańszczanie, powieści historycznej W gdańskiej twierdzy oraz zbioru wspomnień Gdańsk 1939. Wspomnienia Polaków-Gdańszczan.

Pisarz urodził się 18.10.1919 r. na Biskupiej Górce i mieszkał tam do 1939 r.

Lektura obowiązkowa

Nikt, tak wzruszająco, jak on, nie opisał tej szczególnej przestrzeni miasta. W swoich Wspomnieniach gdańskiego bówki poświęcił jej wiele miejsca, ze szczególną precyzją oddając malowniczy klimat minionego czasu.

Jak wielu ówczesnych gdańskich Polaków, należał do Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej, Zjednoczenia Zawodowego Polaków oraz Klubu Sportowego „Gedania” – w ówczesnym Wolnym Mieście Gdańsku, bycie członkiem klubu było zaszczytem i honorem patriotycznej służby wobec Polski.

We wrześniu 1939 r. został aresztowany przez Niemców i przetrzymywany w obozach koncentracyjnych – Stutthof i Sachsenhausen. Zwolniony z obozu, powrócił do Gdańska i do pracy w Emiliewerk Segor – wytwórni szyldów emaliowanych. Po wojnie ogromnym trudem odbudował ten zakład, który funkcjonował już pod nową nazwą – Zakład Lakierniczo- Emalierski Gedania.

W latach 70. XX wieku podjął pracę literacką, której owocem jest opublikowanie dwóch powieści, pięciotomowych wspomnień, zbioru 73 relacji gdańskich Polaków.

Aby uhonorować jego twórczość, która, jak podkreślił gdański prezydent Paweł Adamowicz, jest obowiązkową lekturą dla każdego gdańszczanina, Stowarzyszenie WAGA zorganizowało 18 października Święto 95. Urodzin Brunona Zwarry. Uroczystość odbyła się, a jakże, właśnie na Biskupiej Górce, w lokalu Stowarzyszenia przy ulicy Biskupiej 4, ulicy, przy której to właśnie mieszkał pisarz.

Program urodzinowych obchodów rozpoczęły warsztaty plastyczne dla dzieci, prowadzone przez wykładowczynię gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych – Agnieszkę Gewartowską. Prace namalowane przez dzieci były eksponowane w holu lokalu. Stworzyły mini wystawę dokonań małych artystów.

Tajemnice uliczki Biskupiej

Już nieco zróżnicowane wiekowo, liczne grono przybyłych, uczestniczyło w organizowanej przez gdańską przewodniczkę Agnieszkę Mencel grze miejskiej – Tajemnice uliczki Biskupiej. Nagrodami w grze były m.in. egzemplarze I tomu Wspomnień gdańskiego bówki oraz limitowana edycja przypinek z wizerunkiem gdańskiego bówki właśnie.

W międzyczasie pojawiali się już pierwsi goście wernisażu, który o godzinie 18.00 rozpoczęła Grażyna Knitter, członkini Stowarzyszenia WAGA i współorganizatorka wystawy poświęconej osobie i twórczości Brunona Zwarry. Uroczysta mowa powitalna była doskonałą okazją, aby podkreślić wyjątkowe dokonania pisarza dla zachowania historii Biskupiej Górki, a także, często tragicznych, losów gdańskich Polaków. Na uroczystości obecna była również rodzina jubilata, który ze względu na stan zdrowia nie mógł w spotkaniu uczestniczyć. Córka pisarza podkreśliła, że sobotnia uroczystość była niezwykle ważna dla jej ojca, bowiem jego niezmiennym celem było zawsze podtrzymywanie ognia pamięci minionego czasu, a licznie zgromadzeni goście dowiedli, że tak właśnie się stało, że pamięć żyje w nich.

Gromkimi brawami nagrodzono zaprezentowany film Biskupia Górka Brunona Zwarry, zrealizowany przez uznanego fotografika Wojtka Ostrowskiego, przy współpracy z członkiniami WAGI: Grażyną Knitter i Krystyną Ejsmont. Zawarto w nim m.in. archiwalne wypowiedzi Brunona Zwarry. Nie zabrakło również tradycyjnego urodzinowego akcentu, czyli wspólnego toastu lampką szampana, uroczystego dzielenia tortu, który przygotowała i ofiarowała gdańska Cukiernia Płończak, a także odśpiewania 100 lat na cześć jubilata.

Maszynopisy dzieł, fotografie, świadectwo z Gimnazjum Polskiego

Profesjonalnie przygotowana wystawa przyciągała zainteresowanie licznie zgromadzonych gości. Wśród eksponatów znalazły się m.in. oryginalne maszynopisy dzieł pisarza, wielkoformatowe kopie fotografii dokumentujące życie autora, świadectwo szkolne ze słynnego gdańskiego Gimnazjum Polskiego, do którego w latach 1929 – 1935 uczęszczał Brunon Zwarra, z podpisem legendarnego dyrektora szkoły – Jana Augustyńskiego, a także materiały i notatki stanowiące warsztat pisarski autora. Nieocenioną pomocą w organizowaniu wystawy była współpraca z Ewą Lichnerowicz z Pracowni Rękopisów Biblioteki Gdańskiej Państwowej Akademii Nauk (PAN). Pozwoliło to na wypożyczenie części eksponatów ze zbiorów PAN, której to pisarz je wcześniej ofiarował. Szczególne podziękowania należą się również wnukowi Brunona Zwarry – Adamowi Choroszkiewiczowi, który od początku bardzo serdecznie odniósł się do pomysłu zrealizowania uroczystych urodzin jego dziadka, wypożyczając rodzinne pamiątki na czas wystawy. Zgromadzone eksponaty można oglądać codziennie do końca października w siedzibie Stowarzyszenia WAGA.

Dwa dni po uroczystościach przedstawicielki Stowarzyszenia WAGA spotkały się z Brunonem Zwarrą. Opowiedziały pisarzowi o przebiegu zorganizowanych urodzin oraz wręczyły urodzinowe kartki z życzeniami od przybyłych na wernisaż gości.

– Mimo skromności i ostrożności dla wyróżniania jego osoby jubilat był zadowolony z przebiegu urodzin. Odsłuchał nagrania z wzniesionego spontanicznie toastu i odśpiewanych „Stu lat.” Był w znakomitej formie, żeby nie powiedzieć – nastroju wręcz figlarnym- wspomina Grażyna Knitter.

Sukces zorganizowanego Święta Urodzin Brunona Zwarry, zainteresowanie wystawą, które przerosło oczekiwania, zachęca Stowarzyszenie WAGA do zorganizowania kolejnych, 96. Urodzin uznanego pisarza. Czego życzę państwu, sobie, a przede wszystkim Brunonowi Zwarrze.

Dominika Ikonnikow

zwarra sm HPIM3550

Gra miejska Tajemnice uliczki Biskupiej zainteresowała przede wszystkim młodzież. Fot. Krystyna Ejsmont

zwarra tort fot waga

Jubileuszowy tort przygotowała i ofiarowała gdańska Cukiernia Płończak. Fot. Wojtek Ostrowski

Organizator: Stowarzyszenie WAGA

Partner: Partnerstwo dla Biskupiej Górki. Partnerzy medialni: BiskupiaGórka.pl, iBedeker, Dziennik Bałtycki, Radio Gdańsk. Projekt dofinansowany ze środków Miasta Gdańska.

zwarra  sm 3 zwarra kADR ul otka d zwarra sm 1 zwarra sm 2 zwarra SM ul otka d

 

Prof. Witold Andruszkiewicz – aktywny do ostatnich chwil życia

GDAŃSK. Prof. Witold Andruszkiewicz nie żyje. Zmarł w wieku 97 lat, do ostatnich chwil bogatego w przeżycia oraz dorobek zawodowy i społeczny życia bardzo aktywny…

—————————————————————————————————————————————————-

Z głębokim żalem zawiadamiamy, że dnia 29 października 2014 r.,

w wieku 97 lat odszedł

ś.p.

Prof. Witold Andruszkiewicz

Wybitny specjalista w dziedzinie portów morskich i żeglugi.

Był aktywny zawodowo do ostatnich chwil życia.

Rodzinie Zmarłego i Bliskim

Wyrazy serdecznego współczucia

składają

Zarząd, Członkowie i Sympatycy

Stowarzyszenia „Nasz Gdańsk”

znicz 2

——————————————————————————————————————–

*  *  *

Zasnął spokojnie w Panu syty swych dni pomimo tak wielkiego apetytu na życie kochany nasz Pan Profesor Witold Andruszkiewicz. Z żalem i nadzieją musieliśmy oddać Ciebie Niebu. Chociaż stąpałeś po ziemi niestrudzenie to głowę miałeś wysoko w chmurach.

Twoje idee z przed 70 laty zmaterializowały się jako Gazoport w Świnoujściu i Port Północny, do którego mogą wpływać największe statki świata i skroplony gaz. Dziś to rozumiemy ale wtedy musiałeś zmagać się z ogromnymi trudnościami. Wiele z Twych cennych pomysłów ciągle czeka na realizację.

Z żalem żegnają Ciebie członkowie „Koła Inżynierów i Pasjonatów Nasz Wrzeszcz”, którego również byłeś budowniczym. Dopłynąłeś do ostatniego portu Twojego życia. Będzie nam bardzo Ciebie brakować.

Arkadiusz Kowalina

Koło Inżynierów i Sympatyków „Nasz Wrzeszcz”

Zmarł prof. Witold Andruszkiewicz

andruszkiewicz jwGDAŃSK. 29 października zmarł prof. Witold Andruszkiewicz, specjalista w dziedzinie ekonomiki portów i żeglugi. Miał 97 lat.

Pogrzeb prof. Witolda Andruszkiewicza odbędzie się w środę, 5 listopada. Msza rozpocznie godz. 11:00 w Kościele Garnizonowym przy ul. Matejki we Wrzeszczu. Uroczystości pogrzebowe odbędą się na cmentarzu Łostowickim o godz. 12:30.

Prof. Witold Andruszkiewicz to osoba niezwykła –  „Zasłużony w historii Miasta Gdańska”. Jego wiedza i wielki talent przyczyniły się w ogromnym stopniu do rozwoju polskich portów, a w szczególności portu Gdańsk.Z jego inicjatywy i według jego pomysłu został zbudowany i otwarty w 1974 r. Port Północny, najgłębszy na Morzu Bałtyckim, z torem wodnym głębokości 17 m, co umożliwia wchodzenie statków o nośności 150 tys. ton. Oznacza to obniżkę kosztów jednostkowych transportu morskiego o 50 proc.– w porównaniu z kosztami dla statków o nośności 15 tys. ton, największych jakie wchodziły do portu w Szczecinie. Prof. Andruszkiewicz wysunął swój pomysł już w pracy doktorskiej, napisanej w 1947 r., a obronionej dopiero w 1962 r. w Katedrze Portów Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Sopocie. Promotorem był kierownik Katedry prof. Bolesław Kasprowicz.

Projekt techniczny Rejonu Przeładunku Towarów Masowych (RPTM) w porcie gdańskim sporządziło Biuro Projektów Budownictwa Morskiego „Projmors” w Gdańsku. Obiekty techniczne wykonało około 30 przedsiębiorstw budowlanych z Hydrobudową na czele. RPTM zatwierdziła Rada Wzajemnej Pomocy Gospodarczej w Moskwie, ale to Polacy zbudowali najgłębszy port na Bałtyku dla węgla i ropy naftowej, nazwany od 1970 r. Portem Północnym Gdańska.

Poparcie decyzyjne dla tego pomysłu okazali ministrowie żeglugi – prof. Stanisław Darski (zatwierdzający budowę) i mgr inż. Jerzy Szopa, oraz Przewodniczący Zespołu Ekspertów Komisji Planowania przy Radzie Ministrów, członek rzeczywisty PAN prof. zw. dr hab. Stanisław Leszczycki. Głównym odpowiedzialnym za budowę był Naczelny Dyrektor Zjednoczenia Portów Morskich mgr inż. Zbigniew Teplicki.

Za to wielkie osiągnięcie prof. Witold Andruszkiewicz otrzymał Zespołową Nagrodę Państwową Pierwszego Stopnia. Wcześniej, również z jego inicjatywy i według jego pomysłu powstał głębokowodny port Świnoujście z torem wodnym o głębokości 14,5 m, umożliwiającym wchodzenie statków o nośności 65 tys. ton. Zapewniło to obniżkę kosztów jednostkowych transportu morskiego o 30 proc.

Za zrealizowane pomysły rozbudowy polskich portów prof. Witold Andruszkiewicz otrzymał Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski (11 listopada 1985 r.) i Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski (już w Polsce Niepodległej – 28 maja 1997 r.).

Profesor zdobywał wyróżnienia również za granicą, gdzie został zatwierdzony jako ekspert ONZ ds. portów morskich i transportu międzynarodowego. Jako taki wygrał światowy konkurs ONZ i został z jej ramienia doradcą premiera oraz ministra transportu Republiki Kongo w Afryce, gdzie pełnił misję 9 miesięcy w latach 1971–1972.

Oto jeden z ostatnich wywiadów z prof. Andruszkiewiczem

– Panie Profesorze, proszę przybliżyć naszym czytelnikom i sympatykom Stowarzyszenia „Nasz Gdańsk” prawdę historyczną, że urodził się Pan na Syberii w Omsku 29.09.1917 r.

– Pradziadek Antoni Busowski (od strony Mamy) za udział w powstaniu styczniowym w 1863 r., został zesłany na 25 lat katorgi (więzienie) w kopalni złota w Usolu Sybirskim koło Irkucka niedaleko granicy z Chinami. Po odbyciu kary nie miał prawa wrócić do miejsca zamieszkania czyli do Choroszczy koło Białegostoku. Musiał zostać do końca życia na Syberii, ale miał prawo zaprosić swoją rodzinę na przyjazd na Syberię, aby tam została na stałe. Patriotyczne Polki jechały na Syberię ze swoimi rodzinami. W ten sposób moja Mama Adela z domu Waszkiewicz z Matki z domu Bogusławskiej znalazła się w Omsku nad Irtyszem w centralnej Syberii, gdzie otrzymała telegram, że jej Dziadek Antoni Busowski zmarł nagle na serce w domu kuracyjnym w wannie z gorącą wodą. Dlatego do Usola nie pojechali i zostali w Omsku, gdzie Mama poznała młodego Antoniego Andruszkiewicza, który tam przybył też w rodzinnej grupie zesłańców i tam zawarli związek małżeński.

W wyniku zwycięstwa Polski pod wodzą Marszałka Józefa Piłsudskiego nad armią sowiecką, Piłsudski wymusił na sowietach wypuszczenie ze Związku Radzieckiego wszystkich zesłańców wraz z ich rodzinami, które przyjechały do nich na Sybir, przydzielenie pociągu i przywiezienie ich do granicy z Polską.

Powrót do Polski w wagonach bydlęcych trwał 3 miesiące (maszyniści podwozili wagony trochę parowozem i wracali do domu, a wagony z ludnością stały na stacjach węzłowych).

Granicę sowiecko-polską przekroczyliśmy w Baranowiczach, gdzie jak pamiętam otrzymałem polską chorągiewkę biało-czerwoną z papieru oraz konika wyciętego z dykty na deseczce z kółkami ciągnięty na sznurku oraz spodenki uszyte z amerykańskiego płaszcza wojskowego.

Miałem 5 lat jak w 1922 r. przyjechałem z rodzicami do Niepodległej Polski. Zamieszkaliśmy w Bydgoszczy. Tam skończyłem trzy klasy Szkoły Podstawowej, a następnie Miejskie Gimnazjum Matematyczno-Przyrodnicze im. Mikołaja Kopernika. W 1937 r. zdałem maturę i rozpocząłem studia w Akademii Handlowej w Poznaniu.

W gimnazjum byłem harcerzem z najwyższym stopniem – Harcmistrz Rzeczypospolitej Polski (złota lilijka w złotym kółku i ze złotym wieńcem na Krzyżu, oraz stopień instruktorski podharcmistrza i 32 sprawności).

Do Gdańska przyjechałem na stałe w 1945 roku.

Motto prof. Witolda Andruszkiewcza brzmiało: „Chcemy służyć Polsce i w tym szczególnie Gdańskowi”

Więcej na ten temat w publikacji „Nasz Gdańsk”/Rufin Godlewski)

Ks. infułat Stanisław Bogdanowicz – „Zasłużony w Historii Miasta Gdańska”

bogdanowicz swiderski

Wspólne zdjęcie. Fot. P. Świderski (DB)

21 października 2014 r. podczas uroczystego spotkania ksiądz infułat Stanisław Bogdanowicz, wieloletni proboszcz Bazyliki Mariackiej uhonorowany został Medalem przez Prezydenta Miasta Gdańska.

Ks. Bogdanowicz był przez wiele lat proboszczem Bazyliki Mariackiej w Gdańsku. Jest autorem 53 książek i ponad 320 artykułów dotyczących historii, architektury i dziejów gdańskich kościołów. Został odznaczony tytułem Honorowy Obywatel Miasta Gdańska, Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Polonia Restituta

Przed spotkaniem na przedprożu Dworu Artusa goście i turyści zwiedzający Gdańsk wysłuchali przepięknej melodii „La ci darem la mano” z opery „Don Giovanni” Wolfganga Amadeusza Mozarta. Tę ulubioną i wybraną przez ks. inf. Stanisława Bogdanowicza kompozycję zagrała na karylionie Anna Kasprzycka.

W Dworze Artusa uczestników uroczystości powitał dyrektor Muzeum Historycznego Miasta Gdańska – Adam Koperkiewicz. Następnie wystąpili: Anna Korzeniowska – Konserwator Dzieł Sztuki w Bazylice Mariackiej w Gdańsku i Tomasz Korzeniowski – prezes Oddziału w Gdańsku Towarzystwa Opieki nad Zabytkami, dyrektor Zbiorów Bazyliki Mariackiej w Gdańsku.

Na zakończenie odbyła się część artystyczna – według pomysłu Joanny Orzeł, Organisty – Kantora – Kapelmistrza Kapeli Mariackiej w Gdańsku. Spotkanie w Dworze Artusa z ks. infułatem Stanisławem Bogdanowiczem – „Zasłużonym w historii Miasta Gdańska” uświetnił recital z udziałem muzyków: Tomasza Szpica (tenor, kontratenor) i Joanny Orzeł (sopran, kapelmistrz) z Kapelą Mariacką. Muzyczne chwile wypełniła twórczość geniusza W. A. Mozarta, jednego z ulubionych kompozytorów naszego honorowego Gościa,. Specjalnie dla niego artyści wykonali wybrane części efektownego motetu „Exsultate jubilate” kv 165 oraz ulubione arie z oper „Wesele Figara” i „Don Giovanni” („Voi che sapete”, „La ci darem la mano”).

Ksiądz infułat Stanisław Bogdanowicz to niezwykła, interesująca i aktywna osobowość – wielce zasłużony Polak i Gdańszczanin. Bazylika Mariacka w Gdańsku w czasach PRL, gdy od 1979 roku jej proboszczem został Stanisław Bogdanowicz, była oparciem dla prześladowanych ludzi „Solidarności”. Tu odbywały się msze patriotyczne w dniach 3 maja, 15 sierpnia i 11 listopada, które gromadziły liczne rzesze wiernych. Przez 35 lat, wykonując posługę kapłańską jako jej proboszcz, z uporem i odwagą przywracał jej dawny blask, jednocześnie ubiegając się o zwrot rozproszonych po II wojnie światowej dzieł sztuki. Dzięki jego staraniom, które nadal kontynuuje, do wnętrza bazyliki powróciła znaczna część średniowiecznych zabytków ruchomych, po wojnie przejęta przez placówki muzealne Polski i Niemiec.

Warto przypomnieć, że Bazylice Mariackiej  znajduje się duży zbiór zabytkowych obiektów sakralnych, które budzą żywe zainteresowanie pielgrzymów, turystów oraz licznych badaczy. Bazylika Mariacka – zwana „Koroną Miasta Gdańska” – jest jednym z głównych magnesów przyciągających do Gdańska turystów krajowych i zagranicznych.

Ks. inf. Stanisław Bogdanowicz jest trzecim w historii gdańskiej świątyni proboszczem najdłużej wykonującym w niej posługę kapłańska przez 35 lat (1979–2014). Dłużej funkcję proboszcza pełnili tylko: Andrzej Slommow przez 40 lat (1398–1438) i Stanisław Alojzy Rossołkiewicz przez 37 lat (1818–1855). Jako proboszcz nie szczędził swoich sił i  dążył aby posługa kapłańska i jego niezwykła działalność kulturalno-publicystyczna prowadzona była w Bazylice Mariackiej z autentycznym zaangażowaniem zgodnie z jego mottem życiowym: Cooperatores sinus veritatis – „Bądźmy współpracownikami prawdy”.

* * *

Było to już siódme spotkanie z cyklu „Zasłużeni w Historii Miasta Gdańska” organizowane przez Stowarzyszenie Nasz Gdańsk. Wcześniej gośćmi honorowymi byli: Tadeusz Matusiak, prof. Jerzy Młynarczyk, Krystyna Stankiewicz, prof. Witold Andruszkiewicz, Halina Winiarska i Stefan Jacek Michalak.

Więcej na ten temat: w tekście Cooperatores sinus veritatis (Bądźmy współpracownikami prawdy) Rufina Godlewskiego.