Rewitalizacja gospodarki morskiej a Konstytucja dla nauki – realia

Od początku tzw. zmian ustrojowych w Polsce, wysuwane są żądania gruntownej reformy szkolnictwa wyższego i instytucji naukowo-badawczych, szczególnie Polskiej Akademii Nauk, swoistej „Wieży z Kości Słoniowej”, tworu na wzór byłego Związku Radzieckiego.

W rankingu innowacyjności znajdujemy się w ogonku Europy i Świata; co jest więc tego przyczyną?

Odpowiedzi jest wiele – skoncentrujmy się na jednej: brak dekomunizacji i lustracji środowiska ludzi, pełniących w przeszłości i obecnie funkcje kierownicze. Utworzył się swego rodzaju system feudalny zarządzania nauką, a więc i drogą do awansu ludzi młodych, niekonformistycznych, stąd rezultaty są takie jakie widzimy. Stan wojenny też poczynił znaczne spustoszenie w kadrach, co do których „władza ludowa” miała wątpliwości.

Od ponad dwóch lat Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego pracowało nad tzw. „Konstytucją dla Nauki”, która miała zrewolucjonizować tą dziedzinę i wprowadzić Polskę do czołówki światowej. Cel ambitny. Przeprowadzono dziesiątki spotkań i konsultacji z setkami osób ze środowiska akademickiego i w rezultacie skierowano projekt do Sejmu, gdzie został w końcu uchwalony.

Z miejsca rozgorzała dyskusja w środkach przekazu, zaczęły się protesty studentów i naukowców obawiających się nadmiernego wzmocnienia roli Rektorów i wprowadzenia instytucji Rad, złożonych w znacznej części z osób spoza uczelni. Inną konsekwencją nowej ustawy mogłaby być polaryzacja – podział cywilizacyjny na Polskę A i B, poprzez wzmocnienie największych ośrodków akademickich. To jest jedna tzw. „strona medalu”. Brak nacisku na dekomunizację środowiska spowodował zaniechanie tego postulatu przez Ministerstwo.

W grudniu 2015 r. skierowałem pismo do Wicepremiera Jarosława Gowina, wręczone mu do rąk własnych, a następnie w lutym 2016 r. w towarzystwie min. prof. Andrzeja Stepnowskiego przedstawiliśmy konkretne propozycje: dekomunizacja kadr kierowniczych, utworzenie paru silnych ośrodków tzw. Narodowych Uczelni Badawczych z połączenia Instytutów PAN i resortowych z uczelniami, celem wzmocnienia potencjału badawczego z projektami pilotażowymi na bazie Politechniki Gdańskiej jako liderem, czy też Centrum Nauki i Techniki Morskiej na terenach postoczniowych. Projekt nasz zyskał poparcie Rektora Politechniki Gdańskiej.

Nowoczesna gospodarka bazuje na innowacyjności, a tą tworzą na ogół młodzi ambitni wynalazcy, naukowcy, przedsiębiorcy przy wsparciu merytorycznym starszych kolegów. Przykład „Doliny Krzemowej” w Kalifornii czy chociażby tzw. „Doliny Lotniczej” na Podkarpaciu. Stworzono tam silny Klaster Lotniczy i po paru latach efekty były zdumiewające. A pomyśleć, że jeszcze w 1999 r. podczas konferencji na Politechnice Rzeszowskiej z udziałem władz centralnych, wojewódzkich i miejskich, jako jedyny przedstawiłem koncepcję „Klastra” (vide: www.sedler.pl). Na zlecenie władz miasta przygotowałem opracowanie z tematyki, którą referowano na konferencji Miast Europejskich w 1997 r. w Monachium. Była to nowość. Podano czynniki rozwoju miast i regionów i przykłady, których najlepszym przykładem były Helsinki (Nokia) i Bawaria (czołowy region High-Tech w Europie).

Wydawałoby się, że nic prostszego jak tylko naśladować dobre przykłady. Niewiele się jednak dalej w tej materii działo, zostaliśmy z nielicznymi wyjątkami montownią a ośrodki produkcji jak ZAMECH w Elblągu sprywatyzowano i zaprzestano produkcji turbin, nie mówiąc o rozwoju tej gałęzi przemysłu. Zachodnie koncerny mają swoje centra badawczo-rozwojowe u siebie, technologii się nie odsprzedaje konkurencji .Podobnie rzecz się miała z przemysłem budowy statków, jak to widać na przykładzie Stoczni Gdańskiej, którą wpierw doprowadzono do ruiny, sprzedano oligarsze z Donbasu, a ostatnio odkupiono i będzie się ją „reanimować”. Pytanie: gdzie są te kadry: biura konstrukcyjne, zaplecze naukowo-badawcze, przemysły towarzyszące?

Aż pojawiła się propozycja „Konstytucji dla Nauki”. Ma ona w krótkim czasie wyprowadzić naukę polską do czołówki europejskiej. Do tego potrzebne są oprócz ustawy konkretne działania w postaci wzmocnienia wyższych uczelni zapleczem naukowo-badawczym i wdrożeniowym w postaci instytutów PAN i resortowych. A w Gdańsku zlikwidowani Instytut Elektrotechniki O/Gdańsk, który powstał na początku lat 50. ub. wieku na potrzeby gospodarki morskiej, obecnie rewitalizowanej. Do tego kadry z minionej epoki. Ponieważ istniała uzasadniona obawa, że przed jej wejściem w życie szereg osób skompromitowanych przynależnością w przeszłości do PZPR i współpracujących ze służbami bezpieczeństwa wystartuje w konkursach na stanowiska kierownicze, czy też występować będzie o odznaczenia państwowe, skierowałem pismo z prośbą o interwencję do Premiera. W odpowiedzi poinformowano mnie, że pismo przesłano do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego z prośbą o ustosunkowanie się i udzielenie odpowiedzi, tak do Biura Premiera jak i do Fundacji Naukowo-Technicznej „Gdańsk”. Czekamy już trzy miesiące. Widocznie istnieje obawa, że za bardzo „wytrzebią” układ panujący w PAN i na Uczelniach od lat.

Istnieje jednak nadzieja, że żądania podnoszone z wielu stron doprowadzą do zmian w proponowanej ustawie o nauce, tak by mogła nazywać się „KONSTYTUCJĄ DLA NAUKI”.

Dr inż. Bogdan Sedler, Pr Eng

Fundacja Naukowo-Techniczna “Gdańsk”

Prof. Januszajtis o „Kwiatach najznakomitszych mężów”

W MEDIACH. „Tego na pewno nie wiecie. Kwiaty dla Konstancji” – publikacja Andrzeja Januszajtisa w trojmiasto.wyborcza.pl

.
W 1626 r. ukazała się w Mediolanie antologia 36 utworów muzycznych 24 kompozytorów pod tytułem „Flores praestantissimorum virorum (Kwiaty najznakomitszych mężów), zebrane przez Philippa Lomatia (Filipa Lomazziego), księgarza, do śpiewania na jeden, dwa, trzy i cztery głosy, do których dodana msza, Magnificat, tudzież dwie kancony, jak mówią alla Francese (na francuską modłę) z dwoma, trzema i czterema instrumentami, następnie partita na organy, niedawno na widok publiczny wydane, dla najsławniejszej Konstancji Czirenberg z Gdańska, w Mediolanie, czcionkami tegoż Lomatia, roku 1626”. Dalej następują wierszowane dedykacje. Laurentius Frissone, określony jako „prezbiter” (kapłan), napisał:

Pytasz, czemu Konstancję otacza wieku chwała?

Ona wśród Muz największa, jak też największa z Charyt,

Góruje nad mężami, bogom zamyka usta.

Mową, wiernością, głosem, niezwykłym wdziękiem swoim

Sprawia, że Gdańsk ją sławi, uwielbia Polska cała.

Tak tylko śmiertelnicy nad bogów wznieść się mogą”.

(Dla przypomnienia: Charyty to greckie boginie wdzięku, towarzyszki Afrodyty). Franciscus Bampho ujął laudację krócej:

„Powiem to bez wahania: przez słodycz, śpiew i stałość

jest ona jako Febe, co serca nam porywa”.

Najdłuższą dedykację stworzył wydawca zbioru. Oto jej fragment:

„Nie mogła cnót Twoich chwała w granicach Polski, choćby najszerszych się pomieścić, tu tedy wraz ze sławą i najwierniejszą imienia Twego rekomendacją do Włoch, do Mediolanu dotarła. I tak oświeciła, że tak jak do wszystkich oczu przeniknęła, tyleż przyjaznych promieni wywołała i szacunek i miłość dla Ciebie umocniła. (…) Jesteś heroiną, w której wszystkie Charyty mają mieszkanie, kształtami Helenę, obyczajami Penelopę, umysłem Palladę, głosem i wdziękiem Dianę, śpiewem nową na Parnasie muzę Kaliopę, języków znajomością, nauk wszelkich opanowaniem i wiedzą współczesnych przewyższasz. Lecz tym, co wszystkich do uwielbienia porywa, jest to, co przynosi sława Twej niesłychanej, wręcz niewiarygodnej chwały w sztuce muzyki. Że najbieglejsze masz ręce, najzręczniejsze palce do grania, słowicze gardło do śpiewu, tak że w śpiewie z najznamienitszymi Niezwyciężonego Króla Polski i Szwecji artystami i mistrzami jego dworu, jak sam Książę z zachwytem osądził, nie wahasz się współzawodniczyć”.

Wszystko to było prawdą. Konstancja Czirenberg, w owym czasie 21-letnia (ur. w 1605 r.) córka burmistrza, znana nam z późniejszej relacji Ogiera, łączyła niezwykłą urodę z wszechstronnymi zdolnościami. Świetna śpiewaczka i instrumentalistka, pięknie rysowała, malowała i haftowała. Poza językiem niemieckim biegle opanowała polski, łacinę, francuski i włoski, być może także szwedzki. Od 1628 r. była żoną ławnika Zygmunta Kerschensteina, późniejszego rajcy, sędziego i królewskiego burgrabiego, matką trojga dzieci. W czasie wizyt królewskich w 1623 i 1635/36 r. była ozdobą towarzystwa. Wysławiano jej wdzięk, naturalność i skromność. Zmarła w 1653 r., w czasie zarazy, która zabrała jedną szóstą mieszkańców Gdańska.

W jaki sposób Konstancja zyskała taką sławę w Mediolanie? Katarzyna Grochowska, autorka eseju „From Milan to Gdansk”, wysunęła hipotezę, że wieść przekazał ów „Książę” z dedykacji, czyli królewicz Władysław Waza, który zawadził o Mediolan w 1624 r. Sądzę jednak, że tamtejsi muzycy musieli ją słyszeć na żywo. Kiedy? Nie wiadomo. Poświęcone jej mediolańskie „Kwiaty” (z nutami!) można znaleźć w zagranicznych bibliotekach. To piękna muzyka, wprost wymarzona do wykonania przez naszą powołaną do takich celów Cappellę Gedanensis.

Andrzej Januszajtis

(tekst opublikowany w w trojmiasto.wyborcza.pl)

Jak to z 1000-leciem Gdańska bywało

Przygoda z projektem uświetnienia 1000-lecia Miasta Gdańska zaczęła się na początku 1992 r. gdy nieżyjący już dr Adam Pawlak przyszedł do mnie z informacją o zbliżającej się rocznicy pobytu w Gdańsku i męczeńskiej śmierci Św. Wojciecha.

Wykonałem telefon do Przewodniczącego Rady Miasta Gdańska, doc. dr inż. Andrzeja Januszajtisa i do Prezydenta Gdańska Franciszka Jamroża z propozycją powołania Komitetu Organizacyjnego 1000-Lecia Gdańska. Spotkało się to z akceptacją.

Przewodniczącym owego, społecznego Komitetu został Przewodniczący Rady Miasta Gdańska Andrzej Januszajtis, zaś Wiceprzewodniczącymi: Prezydent Franciszek Jamroż i niżej podpisany.

Przygotowany został harmonogram obchodów i program, zaś Przewodniczący Andrzej Januszajtis wystosował oficjalne pisma m.in. do Prezydenta Lecha Wałęsy, JE Ks. Abp dr Tadeusza Gocłowskiego, Metropolity Gdańskiego, Rektora UG prof. dr hab. Zbigniewa Grzonki.

W ramach przygotowań organizacyjnych Komitet w osobach: Przewodniczący doc. Andrzej Januszajtis, Wiceprzewodniczący Franciszek Jamroż i Wiceprzewodniczący dr inż. Bogdan Sedler wystosowali w dniu 12.01.1993 r. list do Przewodniczących Zespołów Problemowych z prośbą o przygotowanie tematyki, projektów i przedsięwzięć, jako że tak doniosła rocznica ma charakter nie tylko świecki ale i kościelny i powinna być uczczona poprzez realizację konkretnych celów z pożytkiem dla Miasta Gdańska i Regionu Gdańskiego.

Na zebraniu organizacyjno – programowym w siedzibie Metropolity Gdańskiego w dniu 16.11.1993 r. przyjęto:

  • – Schemat Organizacyjny i nazwę Komitetu
  • – Propozycje Patronatu i Komitetu Honorowego
  • – powołano Radę Programową
  • – powołano Zespoły Problemowe ds. Tematyki Kościelnej i Kościelno-Świeckiej oraz wstępne propozycje tematyczne
  • – zatwierdzono propozycję Uroczystego Zebrania Komitetu połączonego z Mszą Św. w Bazylice Mariackiej wraz z wystawą specjalnego wydania Ewangeliarza, autorstwa światowej sławy artysty austriackiego Fritza Baumgartnera dla Ojca Świętego Jana Pawła II z propozycją objęcia przez Niego Patronatu.

Pomoc w realizacji projektów zadeklarowały duże firmy m.in. Przedsiębiorstwo Eksploatacji Rurociągów naftowych PERN, który w ramach budowy bazy paliw na Stogach (Fundacja Naukowo-Techniczna „Gdańsk” była wykonawcą Studium Wykonalności) zadeklarował 10% kosztów inwestycji na rzecz Komitetu tj. kwotę ówczesnych 43 mld PLN (obecnych 4,3 mln PLN). Była tez propozycja sfinansowania budowy proponowanego od 1989 r. Parku Technologicznego przez ELEKTRIM i PERN. Odbyło się nawet zebranie w tej sprawie u Wojewody Gdańskiego.

Jak zwykle, zaczęły się natychmiast „podchody” mające na celu przejęcie inicjatywy.

Na spotkaniu w „Belwederku” w Sopocie w obecności Wojewody Macieja Płażyńskiego, Przewodniczącego Andrzeja Januszajtisa, Rektora PG Edmunda Wittbrodta, Ks. Prałata Henryka Jankowskiego i niżej podpisanego, Wicewojewoda prof. Józef Borzyszkowski zaproponował tzw. tymczasowe przekazanie organizacji obchodów i Komitetu Panu Wojewodzie.

Na to nie było zgody i zadecydowano, że Komitet Obchodów 1000-lecia najstarszego zapisu o Gdańsku, zostanie powołany oficjalną uchwała Rady Miasta Gdańska, co też nastąpiło w dniu 8 marca 1994 r.

Na Przewodniczącego Rady programowej Komitetu Organizacyjnego powołano prof. Edmunda Wittbrodta, Rektora Politechniki Gdańskiej.

Uchwała Rady Miasta Gdańska była niedopracowana i w zw. z tym niżej podpisany wystosował na ręce prof. E. Wittbrodta pismo z uwagami m.in.:

  • – brak Zespołów Roboczych
  • – Rada Programowa nie jest organem całkowicie niezależnym
  • – Patronat nie został ustanowiony
  • – struktura wykonawcza podporządkowana administracji – Zarządowi Miasta Gdańska.

Uchw.RMGd.1000.Lecie - Kopia smNadmieniłem, że JE Ks. Abp Tadeusz Gocłowski w dniu 3 listopada 1993 r. osobiście poinformował Ojca Świętego Jana Pawła II o zbliżającej się Rocznicy i o Komitecie Obchodów oraz, że Honorowe Przewodnictwo Komitetu przyjął Marszałek Sejmu RP prof. Wiesław Chrzanowski.

Dodałem też, że niestosownym jest proponowanie stanowiska Wiceprzewodniczącego Komitetu, doc. Andrzejowi Januszajtisowi, Przewodniczącemu Rady Miasta Gdańska, w dodatku bez prawa podpisu, co skutkuje podporządkowaniem organowi wykonawczemu reprezentowanym przez Prezydenta Miasta Gdańska. Do tego istnieje coś takiego jak prawa autorskie, nawet jeżeli nie były formalnie zastrzeżone. Oczywiście niewiele to dało.

Powołanie Sekretarza Generalnego Komitetu powinno przejść do historii.

Po paru kolejnych tajnych głosowaniach, wybrano w końcu młodego człowieka, którego po krótkim czasie zastąpiono inną osobą, ale to już inna historia.

Można by było napisać o tym, jak to Burmistrz Lubeki Pan Boutellier, który przyjechał do Gdańska na spotkanie z Przewodniczącym Rady Miasta Gdańska doc. Andrzejem Januszajtisem i niżej podpisanym z propozycją organizacji w Gdańsku Zjazdu Nowej Hanzy, został „powitany”. Ledwo delegacja zaniosła bagaże do pokoju hotelowego, skradziono im samochód służbowy.

Kaplica Królewska również nie znalazła uznania u nowej Rady Programowej; dopiero osobista wizyta w Sejmie Ks. Inf. Stanisława Bogdanowicza, posła Sławomira Szatkowskiego i moja u posła Janusza Dobrosza – Prezesa Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej zaowocowała przyznaniem dotacji (1,5 mln zł) na jej rewaloryzację.

Tego typu opisów mógłbym przytaczać wiele.

Nowy Komitet, powołany przez Radę Miasta Gdańska, zgromadził w sumie ca. 7,3 mln zł, co w porównaniu z 4,0 mld US $, które zgromadziła Barcelona na organizację Wystawy Światowej było sumą znikomą. Wypomniałem to delegacji Miasta Gdańska podczas Kongresu Euro-Cities w 1997 r. w Monachium.

Niewiele zostało po tych obchodach i powinno to dać obecnym decydentom do myślenia.

Dr inż. Bogdan Sedler

Kładka dla leniwych

Danuta - bez przeszkód w Starym Porcie

Drodzy decydenci, nie rujnujcie nam po raz kolejny Gdańska. Władze Gdańska po raz kolejny ignorują opinię miłośników miasta, rodzimych architektów, ludzi, którzy po 1945 roku odbudowywali ze zgliszcz nasze miasto. Ignorują także tysiące gdańszczan, którzy m.in. na portalach poświęconych miastu i na forach internetowych wprost sprzeciwiają się budowie kładki na Wyspę Spichrzów.

Miasto ogłosiło w marcu br., że wspólnie z prywatnym inwestorem w formie partnerstwa publiczno-prawnego zagospodaruje północny cypel Wyspy Spichrzów.

Wypadałoby się cieszyć

Miasto wniesie do spółki działkę wartą 33,8 mln zł, a inwestor wyda na cel publiczny 33 mln zł.

Wypadałoby się cieszyć z takiego obrotu sprawy, w końcu Wyspa Spichrzów, a szczególnie jej północny fragment, czeka na odbudowę od 1945 roku. Wprawdzie projekt nie przewiduje odbudowy dawnych zabudowań, a budowę nowych obiektów „luźno” nawiązujących do historycznej zabudowy, to największym zagrożeniem dla przestrzeni jest tu planowana budowa kładki na Motławie, która ma połączyć północny cypel Wyspy Spichrzów z Długim Pobrzeżem.

Dziwię się ogromnie, że władze Gdańska godzą się na zniszczenie historycznego pięknego widoku na Stary Port nad Motławą. Niewątpliwie tak będzie, gdyż planowana kładka przysłoni jeden z najpiękniejszych i najbardziej znanych widoków, jaki charakteryzuje nasze ponad tysiącletnie miasto. Nie wspominam już, że kładka zdezorganizuje ruch statków na rzece.

Po co nam ta kładka? Czy mieszkańcy i turyści są – w mniemaniu władz Gdańska – tak bardzo leniwi, że nie będzie im się chciało przejść przez Zielony Most, aby dotrzeć na północny cypel wyspy? Nie sądzę, żeby tak było. Widać to doskonale już teraz, kiedy oddano do użytku nowe nabrzeże spacerowe wokół Wyspy Spichrzów. Setki gdańszczan i turystów każdego dnia wybiera sobie za cel spacer nowym nabrzeżem, podziwiając m.in. najpiękniejszy z widoków Gdańska – widok na Stary Port nad Motławą wraz z zabytkowym Żurawiem. Zaglądają tam, a przecież – poza wspaniałymi widokami – nic tam jeszcze nie ma. Jak powstaną tam, zapowiadane przez miasto, inwestycje, spacerowiczów będzie jeszcze więcej. Kładka wcale nie jest tu potrzebna.

Pokażemy, że potrafimy „walczyć”

Bardziej przydałby się – o czym niejednokrotnie wspominał prof. Andrzej Januszajtis – nowoczesny prom, który woziłby mieszkańców i turystów pomiędzy Długim Pobrzeżem, Wyspą Spichrzów i Ołowianką. Byłaby to przeprawa nie utrudniająca ruchu statków na Motławie, a jednocześnie atrakcyjna dla pasażerów promu.

Drodzy decydenci, nie rujnujcie nam po raz kolejny Gdańska. Niejednokrotnie udowodniliście, że najważniejsze zdanie dotyczące zabudowy Gdańska ma inwestor, a nie mieszkańcy. Na szczęście coraz częściej to właśnie mieszkańcy biorą sprawy w swoje ręce (jak mieszkańcy Brzeźna, którzy przeciwstawili się wysokiej zabudowie pasa nadmorskiego). Jestem przekonany, że także w sprawie kładki na Wyspę Spichrzów, my mieszkańcy Gdańska pokażemy, że potrafimy „walczyć” o piękno naszego miasta.
Szczerze nie rozumiem dlaczego prezydent miasta, tak często wypowiadający się o miłości do jego historycznego dziedzictwa, pozwala na budowę czegoś, co bezsprzecznie zniszczy wspaniałą panoramę Motławy, podziwianą choćby z Zielonego Mostu. Czy nie lepiej zamiast budowy kładki zobowiązać inwestora do utrzymania połączenia promowego z Wyspą Spichrzów?

Jeśli kładka pomiędzy Długim Pobrzeżem, a Wyspą Spichrzów w mniemaniu władz Gdańska musi powstać, aby zapewnić ruch pieszych, to przypominam, że ruch pieszych należy również zapewnić na trasie Długie Pobrzeże-Ołowianka i Ołowianka-Wyspa Spichrzów. Tam również, idąc tokiem myślenia naszych włodarzy, należałoby wybudować kładki. Najlepiej też – jak ironicznie proponuje jeden z internautów – osuszyć Motławę i wybudować w jej korycie drogę dla samochodów. Przecież trzeba będzie jakoś dojechać do nowych inwestycji na Wyspie Spichrzów. Gdańszczanie i turyści to leniwe istoty i pewnie już nie będzie im się chciało przyjść tu pieszo. Prawda?

Sławomir Lewandowski

Głos w dyskusji: w trosce o dobro wspólne

16 DSC05673

Inż. Józef Kubicki (SIMP i Stowarzyszenie Nasz Gdańsk). Fot. Janusz Wikowski

APOLITYCZNY NOT I WYBORY SAMORZĄDOWE 2014 r.

Wybory samorządowe to przekazanie części osobistych praw osobom trzecim (którym ufamy) do sprawowania lokalnej władzy, która poprzez podejmowane uchwały w wielu sprawach nas i najbliższej społeczności bezpośrednio dotyczą. Jednak rozdrobnieni obywatele nie mają możliwości kontroli nad tym, jak powierzone zaufanie jest wykorzystywane. Dlatego wstępują lub tworzą różnego rodzaju organizacje pożytku publicznego, aby poprzez nie lepiej służyć dobru wspólnemu „Być narodowi użytecznym”. (S. Staszyc/statut SIMP, 1926 r.).

O ile poszczególny obywatel, który zna swoją polską tożsamość, ma obowiązek uczestnictwa w wyborach, to lokalne organizacje wyższej użyteczności publicznej
a zwłaszcza stowarzyszenia naukowo – techniczno – ekonomiczne ponoszą moralno – etyczną odpowiedzialność wobec społeczeństwa, za sposób realizacji swojego uczestnictwa w wyborach samorządowych. Szczególnie widoczne jest to w doborze właściwych kandydatów na radnych. Jakość kandydatów (wiarygodność, kompetencje, rzetelność) jest decydującym czynnikiem właściwej jakości później wybranych władz samorządowych. Preferencje polityczne poszczególnych kandydatów (zwłaszcza w wyborach samorządowych) powinny mieć drugie lub trzeciorzędne znaczenie. Najważniejsza powinna być osoba, jej wiedza, wiarygodność, doświadczenie i dotychczasowe osiągnięcia. Jeżeli w każdej opcji politycznej (albo w komitetach społecznych) będą na listach wyborczych tacy kandydaci, to wówczas wybrani spośród nich radni łatwiej wypracują porozumienie w najtrudniejszych sprawach – procedowanych wnioskach i podejmowanych uchwałach. Mówiąc po inżyniersku „Tylko z dobrego surowca można uzyskać dobry i trwały produkt”.

Mówienie (rozpowszechnianie przekonań), że organizacje i stowarzyszenia
naukowo – techniczne i ekonomiczne czy społeczne, które w swoich statutach mają zawartą troskę o dobro wspólne, nie powinny angażować się bezpośrednio w wybory samorządowe (bo to jest już działalność polityczna) jest to niezmiernie szkodliwe i godzi to w polską rację stanu. Takie poglądy zapewne są RELIKTEM ukształtowanej podświadomości poprzedniej epoki ustrojowej. W tegorocznych wyborach samorządowych, w 2014 r. po raz pierwszy możemy zerwać z tym RELIKTEM. Opozycja, składająca się z osobowości, będzie lepiej spełniać funkcję nadzorczo – kontrolną wobec sprawujących władzę. Wówczas władza będzie zobligowana do wyboru najlepszego rozwiązania w podejmowanych decyzjach, w przeciwnym wypadku zostanie to zauważone i upublicznione.

Zainteresowanych tą problematyką odsyłam do wydawnictwa internetowego
e-miesięcznika „Nasz Gdańsk” Nr 01/2014 str. 12 pt. Jak – Być Narodowi użytecznym (2) Poprzez wybór do władz samorządowych wiarygodnych i kompetentnych przedstawicieli.

Wnioski końcowe

  1. Organizacje o statucie wyższej użyteczności i stowarzyszenia naukowo- techniczne i ekonomiczne powinny pełnić rolę (funkcję) zbiorowego eksperta dla władz samorządowych, poprzez więź z wybranymi radnymi, którym udzielono przedwyborczych referencji.
  2. Na poziomie władz samorządowych należy znieść (bezprawny, szkodliwy) obyczaj dyscypliny głosowania w procedowaniu i podejmowaniu wniosków oraz uchwał.

Gdańsk, 15.09.2014 r.

Przygotował:

inż. Józef Kubicki (SIMP)

Członek Pomorskiej Rady FSNT NOT w Gdańsku

PORADY: Problematyka prawna szeroko pojętej reprywatyzacji

Za wywłaszczenie bez odszkodowania nie należy się zwrot zwaloryzowanego odszkodowania. Niekiedy przepisy o charakterze wywłaszczeniowo-nacjonalizacyjnym przewidywały przejęcie nieruchomości – albo jej części – na rzecz Skarbu Państwa bez odszkodowania. Jednym z takich aktów była ustawa z dnia 25 czerwca 1948 r. o podziale nieruchomości na obszarach miast i niektórych osiedli (Dz. U. Nr 35 poz. 240).

Na podstawie przepisów tego aktu prawnego (a dokładnie art. 13) zastała przejęta nieruchomość w Gdyni o powierzchni prawie 6 tys. m kw. z przeznaczeniem pod ulicę, zieleńce i szeroko pojętą użyteczność publiczną. Część nieruchomości z czasem została podzielona na mniejsze działki i sprzedana przez Państwo osobom fizycznym pod budownictwo mieszkaniowe, a na części urządzono drogi dojazdowe do mających powstać domów, lecz jej fragment – mający ponad 2 tysiące metrów kwadratowych – pozostaje do dnia dzisiejszego niezagospodarowany.

Poprzedni właściciele podjęli starania o odzyskanie niewykorzystywanego fragmentu wywłaszczonej nieruchomości już na początku lat 90. XX wieku, lecz dopiero w 2005 roku udało im się złożyć skuteczny wniosek o zwrot wywłaszczonej nieruchomości zbędnej na cel wywłaszczenia.

Drogę do odzyskania nieruchomości otworzył wyrok Trybunały Konstytucyjnego z dnia 24.10.2001r. (SK 22/01), zgodnie z którym art. 216 ustawy z dnia 21 sierpnia 1997 r. o gospodarce nieruchomościami w zakresie, w jakim wyklucza odpowiednie stosowanie przepisów rozdziału 6 działu III tejże ustawy do nieruchomości przejętych lub nabytych na rzecz Skarbu Państwa na podstawie art. 5 i art. 13 ustawy z dnia 25 czerwca 1948 r. o podziale nieruchomości na obszarach miast i niektórych osiedli (Dz. U. z 1948 r. Nr 35, poz. 240; zm.: z 1957 r. Nr 39, poz. 172) jest niezgodny z art. 32 i art. 64 ust. 2 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej.

Po wielu latach prowadzenia niezwykle wnikliwego postępowania dowodowego organ administracji wydał decyzję o zwrocie nieruchomości, jednocześnie zobowiązując poprzednich właścicieli do zwrotu kwoty 26.000 zł tytułem wzrostu wartości nieruchomości w okresie po wywłaszczeniu nieruchomości.

Rozstrzygnięcie to zostało zaskarżone do Wojewody Pomorskiego, który uchylił decyzję organu I instancji w całości i jednocześnie orzekł o zwrocie nieruchomości, bez zobowiązywania poprzednich właścicieli do zwrotu wspomnianej kwoty.

Z tym rozstrzygnięciem nie zgodził się dotychczasowy właściciel nieruchomości – Gmina Miasta Gdyni, która zaskarżyła decyzję organu II instancji. Prawidłowość decyzji Wojewody potwierdził Wojewódzki Sąd Administracyjny w Gdańsku, a następnie Naczelny Sąd Administracyjny (sygn. akt I OSK 109/11).

*  *  *

Zgodnie z art. 140 ust. 1 ustawy o gospodarce nieruchomościami „W razie zwrotu wywłaszczonej nieruchomości poprzedni właściciel lub jego spadkobierca zwraca Skarbowi Państwa lub właściwej jednostce samorządu terytorialnego, w zależności od tego, kto jest właścicielem nieruchomości w dniu zwrotu, ustalone w decyzji odszkodowanie, a także nieruchomość zamienną, jeżeli była przyznana w ramach odszkodowania.”

Z kolei art. 140 ust. 4 tej ustawy stanowi, iż „w razie zmniejszenia się albo zwiększenia wartości nieruchomości wskutek działań podjętych bezpośrednio na nieruchomości po jej wywłaszczeniu, odszkodowanie ustalone stosownie do ust. 2, pomniejsza się albo powiększa o kwotę równą różnicy wartości określonej na dzień zwrotu. Przy określaniu wartości nieruchomości przyjmuje się stan nieruchomości z dnia wywłaszczenia oraz stan nieruchomości z dnia zwrotu. Nie uwzględnia się skutków wynikających ze zmiany przeznaczenia w planie miejscowym i zmian w otoczeniu nieruchomości. Przepis ust. 3 stosuje się odpowiednio.”

W sytuacji jednak jaka miała w powyższej sprawie, tzn. w sytuacji przejęcia nieruchomości nieodpłatnie brak jest podstaw do zastosowania ust. 4, gdyż jest on nierozerwalnie związany z ust. 1. i ust. 2. W przypadku przejęcia nieruchomości bez odszkodowania nie ma kwoty którą można by wpierw zwaloryzować (zgodnie z art. 140 ust. 2), a następnie ją powiększyć albo zmniejszyć w sytuacji zwiększenia się albo zmniejszenia wartości nieruchomości po jej wywłaszczeniu.

Dlatego też brak było podstaw do obciążania poprzednich właścicieli nieruchomości obowiązkiem zwrotu na rzecz Gminy kwoty 26.000 zł, pomimo tego że nastąpił wzrost wartości nieruchomości po jej wywłaszczeniu.

Marek Foryś, radca prawny – Kancelaria Reprywatyzacyjna

tel. 502 166 894

Kancelaria Reprywatyzacyjna jest marką DART DG Staszak Kełpiński sp.j.