A Gdańsk tak piękny… Po co psuć to, co przynosi chlubę (i zyski)?

1. Wodna flanka Głównego Miasta,   jedyna taka w świecie (1) sm

Wodna flanka Głównego Miasta – jedyna taka w świecie

GDAŃSK. Gdyby chcieć określić nasze miasto jednym słowem, byłby to przymiotnik p i ę k n y . Gdańsk jest piękny. Od wieków powtarzają to wszyscy, zwłaszcza gdy odwiedzają Gdańsk po raz pierwszy. (…) Wydawanie dużych sum na coś, co można równie skutecznie i bezkolizyjnie załatwić 2 do 3 razy taniej, ma w ekonomii nazwę: złe gospodarowanie pieniędzmi ze szkodą dla firmy.

To są autentyczni świadkowie świetnej historii gdańskiego portu – odwiecznego okna Rzeczpospolitej – na świat

A Gdańsk tak piękny i tak cichy,

Gdy słuch wytężę nocą, słyszę

Odgłosy pieśni i kielichy

I pocałunki, za tę ciszę,

W której się żywiej i goręcej

Czuje, ja kocham Gdańsk najwięcej.

Wiktor Gomulicki

Gdyby chcieć określić nasze miasto jednym słowem, byłby to przymiotnik p i ę k n y . Gdańsk jest piękny. Od wieków powtarzają to wszyscy, zwłaszcza gdy odwiedzają Gdańsk po raz pierwszy. Zachwyt odnosi się do położenia, morza, wzgórz, otaczającej przyrody, przede wszystkim do Starego Gdańska w obrębie fortyfikacji nowożytnych, a zwłaszcza do naszej perełki – Głównego Miasta – najpiękniej odbudowanego ze zniszczeń wojennych. To wielka zasługa powojennych historyków i architektów, którzy z ruin i zgliszcz potrafili ten cud wyczarować.

Ich słabością było, że nie wychowali sobie następców.

Po co psuć to, co przynosi nam chlubę (i zyski)?

W rezultacie doszliśmy dziś do czasów, w których zamiast kończyć dzieło na starych zasadach – z większym naciskiem na odbudowę kamieniczek jako odrębnych jednostek mieszkalnych, należących do indywidualnych właścicieli – dąży się do osłabiania efektu odbudowy, zakłócania piękna krajobrazu przez obiekty rażące zbyt wielką skalą, kształtem i kolorystyką – po prostu brzydkie. Przykładów nie wymieniam, bo każdy, kto ma w duszy choć odrobinę wrażliwości na piękno, bez trudu je rozpozna. Tutaj chcę się odnieść do najnowszej, a w gruncie rzeczy wciąż tej samej, uporczywie z wciąż tymi samymi błędami powtarzanej „wizji” północnego cypla Wyspy Spichrzów. Cieszymy się, że znaleziono inwestorów, ale martwi fakt, że ani władze architektoniczne, ani konserwatorskie nie potrafią narzucić nic, co stanęłoby w godnym szeregu obok niezwykłego piękna dawnej zabudowy – w tym przypadku Długiego Pobrzeża.

Na czym polega jego urok? Mamy tu (wraz z Pobrzeżem Rybackim) długie na 800 metrów łagodnie wygięte nabrzeże, na którym znów, jak przed wiekami, stoi rząd niespełna stu kolorowych kamieniczek, przerwany ośmioma w większości gotyckimi bramami i mocarną sylwetą Żurawia. Takiego drugiego nabrzeża, z taką liczbą bram wodnych, z takim Żurawiem, po prostu nie ma! Ta wspaniała wodna flanka Głównego Miasta zasługuje na to, by po drugiej stronie powstało coś równie pięknego. Dla nas, miłośników Gdańska, najlepsze byłoby odtworzenie – w zewnętrznym kształcie i nowej funkcji – stojących tam prastarych spichlerzy, z nowoczesnymi wstawkami między nimi. Zamiast tego widzimy potężną ścianę pseudo spichlerzy, o ujednoliconej pod sznurek zbyt dużej wysokości (błąd konserwatorski, ale to nikogo nie usprawiedliwia), sprawiającej, że szczyty tej zabudowy będą widoczne nad bramami z głębi ulic Chlebnickiej, Mariackiej i Świętego Ducha. Po co psuć to, co przynosi nam chlubę (i zyski)? Po co przytłaczać optycznie pięknie odbudowane Długie Pobrzeże?

Mury „Dalekiej Drogi”, „Wolego Łba” jeszcze stoją

2. Zestawienie dawnych spichlerzy (u góry) i projektowanej ściany pseudospichlerzy (1) sm

Zestawienie spichlerzy (u góry) i projektowanej ściany pseudo spichlerzy

Błędem przedstawionej wizji są też szklane nadbudowy spichlerzy, których mury jeszcze stoją – np. „Dalekiej Drogi” (Chmielna 2/3), „Wolego Łba” (Chmielna 12, ostatnio rozebrany, z zachowaniem cegieł i barokowego kartusza) i co najmniej kilku innych. Powinno się je odbudować w dawnej, nie zdeformowanej postaci. To są autentyczni świadkowie świetnej historii gdańskiego portu – odwiecznego okna Rzeczpospolitej na świat. Najniższa, wysoka na 16 m, „Daleka Droga” zaczynała tutaj niezwykłą obwiednię szczytów, wznoszącą się łagodnie do spichlerza „Deo” z sięgającą 29 m nadbudówką (bryła spichlerza ma bez niej tylko 22 m wysokości!), a za nim harmonijnie oscylującą od 18 do 22 m nad gruntem. Powinno się to powtórzyć, albo ściśle do tego nawiązać. Tymczasem widzimy ścianę, a obok niej, na samym cyplu, za „Daleką Drogą” – jakieś szklane pudło. Po co ten akcent, w dodatku taki radykalny? Dla punktu widokowego wystarczyłaby ażurowa wieżyczka. Czy autorzy wizji na prawdę wierzą, że taki obiekt dorówna klasą Żurawiowi?

Powiedzmy szczerze: gdyby wprowadzono odpowiednie poprawki, zrezygnowano ze szklanych nadbudów, obniżono o 6 metrów obwiednię (rzędne kalenic) nowej zabudowy, to od biedy moglibyśmy się z nią pogodzić, ale most dla pieszych z Wyspy na Długie Pobrzeże jest nie do przyjęcia. Kładka, jeszcze jedna, za zgodą konserwatora (??) brutalnie przekreślająca Motławę w najpiękniejszym miejscu i praktycznie uniemożliwiająca zawijanie statków białej floty do przystani przy Zielonej Bramie?

Dlaczego boicie się promu?

3. Kładka, szpecąca krajobraz, blokująca żeglugę  (1)

Kładka – szpecąca krajobraz, blokująca żeglugę

Tego już za wiele, to wygląda na jakieś natręctwo! Dlaczego nie prom – równie skuteczny, nie kontrowersyjny, o wiele tańszy i całkowicie bezpieczny? Zadajemy to pytanie od lat i nikt nie odpowiada, nie ustosunkowuje się do propozycji przeprawy na Ołowiankę (teraz także tutaj) w postaci nowoczesnej jednostki wodnej, z ekonomicznymi silnikami, mogącej przewozić tysiące osób na godzinę (w razie zwiększonej potrzeby można dodać drugi i trzeci taki statek), o każdej porze dnia i nocy, w naszym klimacie praktycznie przez cały rok. Drodzy zwolennicy kładki, dlaczego boicie się promu? Bo w 1975 jeden prom zatonął? Przez 40 lat, jakie upłynęły od tego wypadku, gdańskie promy pływają bezawaryjnie. W dodatku co to był za prom – prymitywny, przeciągany na linie siłą mięśni! Kiedy był tłok, pasażerowie stali, a w razie czego do dyspozycji były ledwie dwa koła ratunkowe!

Tutaj, podobnie jak z ul. Wartkiej na Ołowiankę, proponujemy prom motorowy, zdolny do przewożenia także osób niepełnosprawnych i rowerów (wystarczy odpowiedni trap i winda w przystani), pod każdym względem lepszy od kładki i – co dla płacących za to powinno mieć znaczenie – o wiele tańszy. Wydawanie dużych sum na coś, co można równie skutecznie i bezkolizyjnie załatwić 2 do 3 razy taniej, ma w ekonomii nazwę: złe gospodarowanie pieniędzmi ze szkodą dla firmy.

Pochwalmy jeszcze to, co dobre: przywrócenie zwodzenia Mostu Stągiewnego i powiększenie mariny o akweny Nowej Motławy.

Tylko, kto będzie tu wpływał po zbudowaniu skutecznie utrudniającej żeglugę kładki na Ołowiankę?

I co z od dawna wyczekiwanym, najłatwiejszym do zrealizowania otwieraniem Mostu Zielonego?

Andrzej Januszajtis

Zdjęcia: Andrzej Januszajtis